Dzisiejszy dzień bardzo mocno przypomniał mi, że klientem jesteśmy nie tylko w sklepie. Wszak na każdym kroku ktoś oferuje jakąś usługę i chcemy, żeby była to usługa dobrze wykonana. Nawet mój blog, choć nie jest to miejsce, które ma przynosić zyski, jest pisany z myślą o tym, by gość czuł się na nim komfortowo. Wierzę bowiem, że wzajemny szacunek ma przynieść zyski obu stronom.
Kilka zupełnie świeżych doświadczeń zdjęło mi jednak ostatnio bielmo z zadowolonego oka i puściły mi łańcuchy wiary w ludzką bezinteresowną rzetelność. Chcąc nie chcąc przyznałam, że są miejsca, w których klient przestaje być klientem, choć wciąż płaci za usługę.
PRZYKŁAD 1
Szkoła jest pierwszym wzorcowym przykładem nieporozumienia na styku usługodawca<->usługobiorca. Oczywiście wszyscy wiemy, że posyłając dziecko do jakiejkolwiek placówki oświatowej, godzimy się na zasady wyznawane przez tą placówkę. Nie znaczy to jednak, że przeciętny dobrze wychowany i rozsądny rodzic ma zamiar zaakceptować nieprawidłowości wynikające: ze źle pojętego „dobrego interesu ucznia”, błędów w zarządzaniu placówką, czy wreszcie uchybień, których dopuszczają się pracownicy szkoły. Nie chodzi mi tutaj wcale o tak zwaną „roszczeniową postawę rodzica”, ale o wymaganie i egzekwowanie tego, co należy się jemu i jego dziecku, żeby było DOBRZE WYEDUKOWANE, bo na to szkoły państwowe pobierają finansowanie ze składek podatników. Uproszczenie? Pewnie, że tak! Ale czy Kowalski musi się zastanawiać dlaczego jego ciężko zarobione i zgodnie z literą prawa odebrane mu przez państwo pieniądze przechodzą przez takie sito, że inna Kowalska, która uczy jego syna w szkole w miejscowości XXX robi to niedbale, albo w warunkach urągających temu, co zwie się dobrą edukacją? Kowalski chce, żeby menadżer (dyrektor jest menadżerem) zajmujący się placówką edukacyjną, do której chodzi jego dziecko, zadbał o wszystkie elementy edukacji, które powinny być „zadbane”, a nie zasłaniał się „minimum”, które placówka dziecku zapewnić MUSI. Kowalski, który ma w pobliżu swojego domu „jedną szkołę na krzyż” jest bez wyjścia, więc trochę szarpie się on i jego dziecko, w końcu odpuszcza, bo ile można się szarpać. Niewiele się zmienia. Pieniądze dalej płyną do szkoły.
PRZYKŁAD 2
W restauracjach trochę tak się utarło, że nawet jak podadzą coś niedobrego, to i tak musisz zapłacić. Ugotowali? Ugotowali. To jedz człowieku. Pytanie, które pada gdy już wyciągasz portfel: smakowało? to często rutynowa formułka kelnera, a odpowiedź: przykro mi, ale nie, odbierana jest ze zdziwieniem. Kelner myśli, że jest nam przykro, że mu to mówimy. A nam jest przykro, że poszliśmy do tak beznadziejnego miejsca, zjedliśmy fatalne danie, bo głód nas zmusił do tego, zawiedliśmy się, bo chcieliśmy naszemu dziecku sprawić przyjemność, a przyniesiona pizza nie miała właściwych dodatków bo kucharz zapomniał, a ser jest jak śmierdząca deska, bo kupują najtańszy. No więc, ty mówisz swoje, kelner kiwa głową, płacisz duży rachunek, wychodzisz i obiecujesz sobie, że nie wrócisz do tego miejsca. Pozostaje niesmak i wiatr, który ci hula w portfelu.
PRZYKŁAD 3
Idziesz z dzieckiem do fryzjera, do nowej pani, bo pani Gosia, którą tak lubicie jest chora. Pokazujesz jej na zdjęciu fryzurę, w której twój Maciuś będzie pięknie wyglądał (a przynajmniej tak myślisz). Ładna blondynka patrzy obrażona i pyta: to o ile mam skrócić te włosy? Zmieniasz się w słup soli, bo u fryzjera jesteś i miałaś wrażenie, że to pani fryzjerka powinna wiedzieć jak ciąć, żeby obciąć. Więc grzecznie jej to mówisz, a ona strzela focha. Potem pociąga nosem (bo ma ogromny katar) i robi na głowie twojego dziecka perwersyjne gniazdo. Znów płacisz, bo tak wypada. W domu poprawiasz tą fryzurę nożyczkami w panterkę i obiecujesz sobie, że więcej tam nie pójdziesz. Jesteś wściekła i bardzo wściekła.
Postawa obrażonego i sfochanego usługodawcy to jego najsilniejsza broń. Obrona przez atak jest tak skuteczna, że wielu z nas boi się zgłosić zastrzeżenia do otrzymanej usługi. Jeśli już odważymy się to zrobić, bardzo często po chwili uciekamy z podkulonym ogonem (szkoła), czujemy się głupio (restauracja) lub niewiele możemy naprawić po źle wykonanej usłudze (zmarnowane włosy). Osoby, które bądź z braku profesjonalizmu, bądź też przeróżnych ludzkich czynników naraziły nas na stratę, robią dalej swoje i w podobny sposób obsługują kolejnych frajerów. Interes się kręci.
Mówić o zastrzeżeniach trudno, ale kropla drąży skałę. Nie lubię własnego wysiłku i nieprzyjaznych spojrzeń ludzi, do których mówię o tym, co mnie uwiera w usłudze, którą od nich otrzymałam. Łatwiej złożyć reklamację w restauracji, sklepie, czy na poczcie. Kiedy jednak protestujemy w szpitalu, szkole lub jakimś urzędzie możemy obawiać się wrogiego stosunku do nas, czy członka naszej rodziny. To taka trochę puszka Pandory, którą możemy otworzyć, a potem już nie ma odwrotu. Z drugiej strony, jeśli nie zrobimy nic, nie mamy prawa wymagać zmiany i poprawy.
Świat byłby pewnie bardziej cudny, gdyby każdy robił dla innych wszystko tak, jak zrobiłby to dla siebie.
A może powinnam trochę odpuścić? Może to idealizm…?
Dziękuję, że jesteś gościem na moim blogu 🙂 Jeżeli uważasz, że ten wpis jest przydatny, podziel się nim, będzie mi miło! 🙂
Share this Post