O siostrzeństwie

GDZIE JESTEŚCIE SIOSTRY?

In Życie Po Babsku by Basia12 Comments

Fragment książki „First Generations – Women in Colonial America” Carol Berkin, do którego wracam z wielką przyjemnością, przypomina mi o znaczeniu  siostrzeństwa (sisterhood). Kiedy wyobrażam sobie życie kobiet, które musiały radzić sobie w wymagającym świecie Nowej Anglii, tak dalekim od tego czym my możemy się cieszyć, robi mi się miękko w brzuchu. Odczuwam coś na kształt wzruszenia pomieszanego z lękiem. Poniższy cytat dotyczy doświadczenia porodu w czasie, gdy mężczyźni jeszcze nie zmienili natury tego wydarzenia i jego przebieg był traktowany jak ceremonia dostępna tylko dla żeńskiej części społeczności. Taka swego rodzaju babska tajemnica.

Because reproduction framed every New England woman’s life, these women treated childbirth as a ritual, honored it by ceremony (…). Childbirth was an exclusively female social ritual. Women gathered to assist in and to bear witness to this female experience, and it was not unknown for the entire community of married women to attend a delivery. In the earliest phase of labor, the mother acted as host, serving refreshments to all who came. (…) But as the delivery grew nearer (…) roles were reversed, the guests began to help their hostess. (…) New England women often gave birth sitting on another woman’s lap or supported by the steady arms of friends (…).

Ponieważ życie kobiet w Nowej Anglii koncentrowało się głównie wokół licznych porodów, narodziny dziecka były wydarzeniem, które te kobiety traktowały jak pewien rodzaj rytuału i świętowały je we specjalny sposób (…) Poród był wydarzeniem społecznym, zarezerwowanym tylko i wyłącznie dla nich. Nie było niczym niezwykłym dla zamężnych kobiet, aby w dużym gronie asystować  i wspierać rodzącą podczas porodu. Na samym początku tego procesu rodząca kobieta pełniła rolę gospodyni i częstowała przybywające koleżanki przekąskami (…)  Później, gdy poród nabierał tempa (…) role się odwracały i przybyłe kobiety pomagały gospodyni (…). Kobiety w Nowej Anglii często rodziły siedząc na kolanach przyjaciółek lub wspierając się o ich silne ramiona (…).

  • Tłumaczenie własne. Source/Źródło: „First Generations – Women in Colonial America” Carol Berkin, pp. 33, Hill and Wang, 1997.

Z wiekiem, gdy wraz z metabolizmem, pozytywnie zwalniają moje procesy myślowe, doświadczam potrzeby rozważania kobiecości w kształcie, w jakim ja ją osobiście przeżywam. Mam od jakiegoś czasu poczucie, że kulturowe schematy XX i XXI wieku wepchnęły nas – kobiety, w rywalizację, która nie leży w naszej naturze, a jest męską domeną. Wierzę, że jesteśmy bardziej plemienne i naturalnie obca jest nam potrzeba niszczenia i terminacji różnych rzeczy, jeżeli tylko nie zagrażają nam i temu co ma dla nas znaczenie.

Czasem słyszę, że za obecny stan kobiecości odpowiadają ruchy feministyczne, te przeszłe i te teraźniejsze. „To feministki są winne! Same chciałyście”. Feministki? Ja też czuję się w jakimś stopniu feministką, w podstawowym znaczeniu tego słowa. W rozpędzonym,  wymagającym i zmaskulinizowanym świecie kobiece współdziałanie i wzajemne wsparcie wydaje mi się być wielką i powoli odzyskiwaną wartością.

Schemat naszego życia jest taki, że z dziewczęcości stosunkowo szybko przechodzimy w tryb rodzicielski, który często pozbawia nas siostrzeństwa, na które miałyśmy czas i chęci w szkole. Po wielu dniach i nocach pełnych rozplanowanego przez cywilizację macierzyństwa, wspomaganego przez różne udogodnienia i zachęty do szybkiego powrotu do aktywności zawodowej, często czujemy się samotne. Bo równocześnie z wychowywaniem dzieci i oddaniem się nowoczesnej nuklearnej rodzinie, tracimy więzi z przyjaciółkami – naszymi duchowymi siostrami.

Nowoczesny świat wyznaczył nam przeróżne role i nie idziemy, jak dawniej tylko jedną prostą i przetartą ścieżką małżeństwa i macierzyństwa. Do bagażu różnorodnej odpowiedzialności: rodzinnej i zawodowej, świat dołożył nam pierwiastek rywalizacji, w miejsce współdziałania. Widzę kobiety, które urodziły i wychowały dzieci, a teraz patrzą krzywo na młode matki i mówią: skoro ja dałam radę, to i ona da, skoro mnie bolało i wytrzymałam, to dlaczego ona nie może pocierpieć? Widzę też młode kobiety, które patrzą na te starsze i kręcą głową: stara jest, czego jeszcze jej potrzeba, niech już idzie na emeryturę, a nie zabiera miejsce pracy młodym.

Gdzie jesteśmy siostry? Mam nadzieję, że w miejscu, które zaczyna nas coraz mocniej zbliżać do siebie. Paradoksalnie internet i społeczności bardzo pomagają nam w tworzeniu siostrzanych więzów, bo możemy się dzielić wszystkim co w nas dobre i profesjonalne. Jestem wdzięczna kobietom, które promują kobiece inicjatywy, albo zwyczajnie i po ludzku wspierają siebie nawzajem w gorszych chwilach.

Wzajemna sympatia nie jest nam dana jak chip wszczepiony razem z kobiecością. Trzeba o nią dbać i pielęgnować. Opinie i slogany, które mówią, że współczesne dziewczęta są inne niż kiedyś – agresywne, wulgarne i idące przed siebie „po trupach” są krzywdzące. To są współczesne młode kobiety, które my – starsze siostry powinnyśmy wspierać z wiarą w to, że one dopiero uczą się życia i nie jest im łatwo. I jesteśmy odpowiedzialne za wzajemne wsparcie na każdym etapie naszego życia. Matki powinny jak dobre duchy stawać w obronie własnych córek, a nauczycielki powinny w dziewczętach widzieć młode kobiety, którymi one też kiedyś były. Dorosłe córki i byłe wychowanki niech pamiętają zaś, że to dobro, które kiedyś otrzymały od teraz starszych już opiekunek, powinno do tychże wrócić. Po to, żeby mogło krążyć w krwiobiegu kobiecości i siostrzeństwa. Z empatią i cierpliwością.

Kiedyś pewna dorosła edukatorka powiedziała mojej nastoletniej córce i jej koleżankom, że są pustymi tykwami. Zraniła co najmniej dwie kobiety – moją córkę i mnie. Być może również inne dziewczynki. Słowa zapisały się w mojej pamięci tak dobrze, że wciąż je noszę jako przypomnienie tego, czego NIE CHCĘ od jednej kobiety dla drugiej. Starannie pielęgnuję własną empatię, która pomaga choć częściowo zrozumieć położenie innych kobiet wokół mnie. Choć czasem tak bardzo różne od mojego. I bardzo jestem wdzięczna, gdy ta empatia wraca do mnie od kobiet, które mnie otaczają – moich przyjaciółek, uczennic i moich kochanych rodzinnych dziewczyn.

Siostrzeństwo istnieje bez granic wieku. Wszystkie kobiety łączą podobne doświadczenia. Te, które są z nami teraz i te, które przeminęły, ale pozostawiły po sobie blizny, żebyśmy mogły pamiętać o naszym wspólnym źródle. Nie ma powodu, żeby przykrywać te blizny i wspomnienia makijażem niepamięci. Mądrość bierze się właśnie z doświadczenia i przeżywania.

Dużo łagodności dla siebie życzę nam dziewczyny. Niezależnie od tego jaka jest nasza droga. Związek dwupłciowy, związek jednopłciowy, życie singielki, a może samotność po śmierci partnera. Wszystkie jesteśmy kobietami i mamy podobne ciała. Przechodzimy przez podobne etapy biologicznych zmian i dzielimy podobne rozterki. W każdej z nas żyje odrobina Ewy. I Lucy …

Pięknego dnia Siostry ♥♥♥

Barbara Lew

Share this Post