Welsh cakes (ciastka rodem z Walii), czyli ciastka z patelni to kulinarny plon mojej ostatniej wizyty w Oxfordzie 🙂 na tyle atrakcyjny, że dostaje swoje miejsce w Babowni. Niestety nie jest wegański i wymiana składników pewnie da nam zupełnie inny wynik 🙂
Moja trenerka Siân opowiedziała nam o tych ciastkach i powiedziała, że to „must eat”. Dostaliśmy tego dnia bardzo radosne „zadanie domowe”, wypić „bitter” w pubie i zakupić „Welsh cake” do kawki 🙂 Piwko wypiłam, ciastka nie znalazłam na miejscu, więc ciekawość pozostała.
Czas truskawek, malin i borówek nie sprzyja takim eksperymentom, ale musiałam zabrać się za te ciacha zaraz po przyjeździe do domu.
Najlepiej zrobić je na grubej żeliwnej patelni, lub tzw. bakestone, czyli żeliwnej tradycyjnej „naleśnikarce”. Nie miałam jej gdy robiłam ciacha po raz pierwszy, choć już znalazłam takową w TK Maxx za „jedyne” 76 zł. Jakoś tak Welsh cakes skojarzyły mi się z naszymi proziakami 🙂 choć smak zupełnie inny. Ale gruba blacha i rustykalna kuchnia mojej babci wróciły do mnie na chwilę …
Skorzystałam z najprostszego starego przepisu Karen Burns- Booth, która podaje rodzinną recepturę, używaną przez wszystkie pokolenia kobiet w jej rodzinie.
SKŁADNIKI
- 23 dkg mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 10 dkg masła
- 5 dkg drobniutkiego cukru (wrzucam zwykły cukier do blendera i ziuuuu, blenduję na drobny)
- 5 dkg malutkich rodzynek
- 1 jajko ubite z 3 łyżkami mleka
DZIAŁAMY
Patelnia, jak już wspomniałam, powinna być gruba i żeliwna, bo inaczej można ciastka przypalić. Ja zrobiłam je na starej i grubej, choć nie żeliwnej patelni, którą postawiłam na płytce zapobiegającej przypalaniu potraw. Ogień zmniejszyłam do bardzo małego. Wyszło bardzo dobrze 🙂 Cieniutka, lekka, nowoczesna patelnia podobno nie nadaje się ( ja nawet nie próbowałam, tylko od razu wyciągnęłam z lamusa moja „staruszkę”).
- mieszamy w misce mąkę z proszkiem i solą
- „wcieramy” masło (ja robię to widelcem, niezbyt dokładnie)
- dodajemy cukier i rodzynki, dokładnie mieszamy
- ubijamy jajko z mlekiem i dodajemy do reszty składników
- łączymy mikserem lub przy pomocy łyżki i wyrabiamy ciasto (powinno być dość zwarte i sztywne, łatwo się wyrabia)
- wałkujemy na stolnicy, delikatnie posypanej mąką, na grubość ok. 5 mm
- wycinamy okrągłą foremką ciastka
- patelnię delikatnie i cieniutko nacieramy masłem, rozgrzewamy i kładziemy ciastka (podczas smażenia będą troszkę „rosnąć”)
- po ok. 3- 4 minutach, gdy zrobią się złote, przewracamy je na drugą stronę i dalej smażymy
- gotowe ciastka możemy posypać cukrem pudrem (ale ja już tego nie robię, bo nie lubię zbyt słodkich wypieków)
- jemy ciepłe lub zimne 🙂 przechowujemy pod przykryciem, lub w słoiku.
SMACZNYCH CIASTECZEK I PIĘKNEGO PIERWSZEGO TYGODNIA WAKACJI WAM I WASZYM POCIECHOM 🙂
P.S.
Wersja z lawendą i skórką z cytryny pokazała się na fan- stronce na Fb i zachęcam do niej. Ciastka robimy w taki sam sposób. Jedyna różnica to zamiast rodzynek dodajemy łyżeczkę rozdrobnionych kwiatów lawendy (u mnie świeże), łyżkę startej skórki z cytryny i łyżkę soku pomarańczowego.
Naprawdę świetne i zupełnie inna kompozycja smakowa 🙂
Share this Post