W Polsce była piękna pogoda, gdy ja z wypchaną walizką zmierzałam w kierunku lotniska. Brakowało mi tylko tego podekscytowania, które przecież powinno towarzyszyć każdej podróży. Wszak jechałam w dobrym towarzystwie i do pięknego Oxfordu. W mojej głowie siedziała jednak jedna wredna myśl „Boże, jak mi się nie chce …”
Starsze Dziecka jednak były mądrzejsze niż ja i powiedziały : „Ty mamo nie narzekaj. Zobaczysz, że jak się tak nie chce, to będzie super.” I Dziecka miały rację 🙂
Nie da się napisać wszystkiego. Opisać wszystkich smaków, smaczków i kolorów Oxfordu. Tak dużo bym chciała, a tak mało miejsca i pewnie bym Was zanudziła na śmierć. Wybór jest więc jak zawsze bardzo subiektywny, czyli mój 🙂
HARRY POTTER, ALICJA I ROWERY
W Oxfordzie świat wygląda inaczej. Każdy college to osobna architektoniczna bajka. Aż wierzyć się nie chce, że te piękne, magicznie stare wnętrza wciąż są używane do codziennych zwykłych czynności. Że można jeść w ogromnych jadalniach, pełnych starych portretów, jadalniach, w których nad naszymi głowami pysznią się wielkie organy.
Szczęściarze, których stać i finansowo i intelektualnie na studia w oxfordzkich collegeach pędzą przez miasto w specjalnych ciemnych „togach” i z goździkami wpiętymi w klapy. Kolor goździka symbolizuje etap sesji egzaminacyjnej, od białego na początku, poprzez różowy, aż do czerwonego po ostatnich zdanych egzaminach.
Rowery są wszędzie. Nowe i stare, podpierają ściany budynków i ogrodzenia, a rowerzyści przemykają cały czas pomiędzy pieszymi i samochodami.
No i jeszcze Harry Potter i Alicja w Krainie Czarów 🙂 też są wszędzie. W księgarniach, sklepach z gadżetami i opowieściach przewodników. Potrzebna różdżka? Bardzo proszę. Cała kolekcja do wyboru w College Store.
No i puby …
NO WŁAŚNIE 🙂 PUBY
Angielskie puby to legendarna sprawa. Bo tak naprawdę podstawowa historyczna i społeczna rola pubu to miejsce spotkań w gronie znajomych, a że piwo jest wyśmienite, to tylko lepiej 🙂 Na szkoleniu dostałam wskazówkę, że powinnam spróbować miejscowego”bitter” (nie wypijesz, powiedzieli…) i „ale”, bo te dwa rodzaje są najpopularniejsze w oxfordzkich pubach.
„Bitter” jest rzeczywiście bitter i troszkę mętne (mówią cloudy) 🙂 da się wypić, ale na zasadzie wina w Kanie Galilejskiej. Nie zostawiajcie na koniec. Wszystkie piwka typu „ale”, które zdegustowałam były pyszne 🙂 Takie pełne i „spokojne” bez dużej ilości bąbelków. Oczywiście nie było czasu na buszowanie po pubach, ale coś tam zobaczyłyśmy i jest mała ściąga.
The Four Candles ulubiony pub naszego gospodarza, w którym świętowaliśmy futbolowe zwycięstwo Anglii nad Walią.
The Turf Tavern, malutki i niepozorny. Lecz gościł wiele „znanych i wielkich”, ekipę pracującą nad „Harrym Potterem” i Billa Clintona, który palił, ale nie wdychał 🙂
The Eagle and Child, w którym bywali Tolkien i C.S. Lewis 🙂
No i największa frajda 🙂 W końcu mamy Euro 2016, więc mecz Polska- Niemcy spędziłyśmy z gospodarzami w pubie Wig and Pen. Mieszkańcy Oxfordu świętowali właśnie wcześniejszą wygraną Anglii z Walią i takiego hałasu, wrzasku, radości i lepkiej od piwa podłogi w życiu nie widziałam 😀
CZY OD BRYTYJCZYKA ZAWSZE WIEJE CHŁODEM?
Może ja miałam szczęście, ale od „moich” nie wiało 🙂 Gospodarze, u których zatrzymałyśmy się byli bardziej niż ciepło nastawieni. Pyszne jedzenie, idealne pokoje i wielka troska o nasze zadowolenie. A oprócz tego duża doza przyjaźni.
The Lake School of English zadbała o profesjonalne zajęcia, przyjazną atmosferę i bardzo wysoki poziom swoich usług. Trenerzy byli świetnie przygotowani, szkoła zapewniła nam wycieczki po Oxfordzie i pomogła „po matczynemu”, gdy przytrafił się nam problem zdrowotny. A moja trenerka Siân zainspirowała mnie do zrobienia walijskich ciastek, które już w przyszłym tygodniu na Babowni 🙂
Pogaduchy na straganach, w pubach, czy w sklepikach były przyjazne i padało jedno kluczowe pytanie o BREXIT. „Are you IN or OUT?”. W Oxfordzie większość mieszkańców była IN, bo to miasto bardzo młode duchem, tolerancyjne i wielokulturowe.
A od kogo wieje chłodem? 😀 Od kierowcy w autobusie, kiedy po polsku chcemy szybko pokazać bilet tygodniowy i wskoczyć dalej. Wszak kolejka jest we krwi Brytyjczyków 🙂 Jak to mówią ” We love queueing”. Więc stoimy karnie i cierpliwie.
Żal było odjeżdżać. Żal, że Wielka Brytania występuje z Unii, bo już nie będzie tak łatwo.
Ale zostawiłyśmy tam dużo serducha i czekamy na naszych gospodarzy 🙂 W końcu teraz oni muszą spróbować piwa z naszego nowego łańcuckiego browaru 🙂 A wiem, że jest dobre 🙂
Share this Post