26 lat małżeństwa i wiele wspólnie spędzonych urlopów przygotowały mnie do różnych wakacyjnych sytuacji. Bo wspólny wypoczynek tylko z założenia ma być idealny.
Nagłe stłoczenie w jednej przestrzeni kilku osób, które do tej pory chodziły swoimi ścieżkami i do tego robiły swoje zawodowo i domowo, połączone z wolnym czasem, działa jak bomba z opóźnionym zapłonem.
Nauczona doświadczeniem i przepełniona kobiecą, matczyną i „żonową” mądrością przygotowałam się bezbłędnie na tegoroczne wyzwanie. Wszak dzieci duże, a Pan Mąż załatwił wszystko. Zabukował z niespodzianką, zapłacił za pobyt i zrobił plan podróży.
Spakowałam więc wszystko, co może uratować sytuację trudną i napiętą, gdyby taka jednak wystąpiła. Jedzenie mięsariańskie i wegańskie. Plastry, środki dezynfekujące, pigułki na kaszel, nadciśnienie i ból gardła. Kremy z filtrami od 50 do 25 typu chemicznego i mineralnego. Majtki, koszulki, spodenki, kapelusze itd itp i jeszcze więcej 🙂
Przetrwaliśmy chorwacką autostradę w rytmie slow, 24 kilometry na godzinę, a potem chorwacki fastfood z cenami Hiltona. Dojechaliśmy o północy do miejsca kwaterunku, po szalonych drogach Hvaru, o których Chorwaci mawiają: obyś na nich zginął.
Przeżyłam dwa dni aklimatyzacji, gdy rodzina kłóciła się wytrwale i w wyrafinowany sposób, żeby potem zakochać się w sobie ponownie.
Uratowałam stopy męża przed poparzeniem słonecznym, nosząc krem z filtrem w torebce podczas miejskich wycieczek … Aż z zachwytem powiedział do mnie Masakra, nosisz krem z filtrem w torebce … (tak … Masakra, to moje drugie imię).
Ogólnie wszystko szło zgodnie z planem i miałam coś w rodzaju pełnej kontroli.
A potem, dwa dni przed powrotem straciłam czujność …
I wiecie co? Oparzyłam sobie przedziałek. Na czerwono i boląco. Spektakularnie! Bo zdradziłam moją bandanę. Bo zachciało mi się, jak w latach młodzieńczych, pomykać po plaży bez czapki z „bujnem włosem” na ramionach, który sobie nareszcie „zapuściłam” po latach przerwy.
Teraz siedzę i rozmyślam. Wyłysieję, czy może, po przesileniu, będę mieć włosy jak Violetta Villas? Bo co cię nie zabije to cię wzmocni 😀
Z nadzieją na to drugie, czerwona od pomidorów i oparzonego przedziałka, ściskam mocno ♥♥♥
Share this Post