Babownia, Barbara Lew

NA ILE MOŻESZ SOBIE POZWOLIĆ …

In Życie Po Babsku by Basia11 Comments

Rodzina, która miała wielkiego psa była zwyczajna. Czasem się kłócili tak, że słuchać ich było w mieszkaniu obok, czasem imprezowali, dzieci śmiały się głośno, a innym razem biły. Ot, zwyczajni ludzie, ze swoim zwyczajnym życiem. Pies był za to niezwyczajny. Duży, brązowy, przyjazny dla otoczenia. Miał jednak jedną wadę. Gdy rodzina wychodziła do pracy, szkoły i przedszkola, pies zostawał sam i wpadał w psią rozpacz. A rozpacz była tak wielka, że drapała w drzwi, wyła, szczekała i szaleńczo biegała po mieszkaniu, zamknięta w wielkim psim ciele. I tak codziennie. Przez wiele godzin. Długich dla psa i dla Sąsiadki zza ściany.

Sąsiadka była spokojna, ale cierpiała z dnia na dzień coraz mocniej, aż wreszcie zebrała w sobie pokłady odwagi i poszła do Rodziny powiedzieć o swoim kłopocie z ich psem. Jak poszła, tak wróciła. Pies i jego rozpacz dalej urządzali armagedon. Ją bolała głowa i uciekała ze swojego własnego domu. Zmieniła się tylko jedna rzecz – cała Rodzina obraziła się na Sąsiadkę, bo powinna zrozumieć, że psu pyska zatkać się nie da. A przecież mieli ją za taką przyjazną i empatyczną osobę. Jak bardzo się pomylili.

Tak to jest z naszą prawdą. Własna prawda rzadko jest prawdą drugiego człowieka. Każde oczy widzą trochę inaczej, kąt patrzenia jest też inny. Niektóre niedowidzą albo są ślepe na pewne sprawy. Za każdym razem więc, gdy próbujemy zareagować, prawidłowo według naszego prywatnego kodeksu, reakcja drugiej strony może okazać się zaskakująca i niezrozumiała. Ba! Nawet szokująca.

Na ile mojej prawdy mogę więc sobie pozwolić? Jak daleko wolno mi się posunąć w stawianiu moich granic i szanowaniu własnych standardów? Coraz częściej łapię się na myśli (i jest to myśl pełna nostalgii), że na tyle, na ile jestem w stanie znieść i zaakceptować nieoczekiwaną reakcję drugiej strony. I bynajmniej nie jest to tchórzostwo, czy brak pewności siebie. Jest to zwyczajna ludzka chęć uniknięcia niepotrzebnego kosztu na styku AKCJA – REAKCJA.

  • inni jakoś się nie skarżą, tylko ty masz z tym problem
  • myślałem, że jesteś zupełnie inna, a tutaj proszę!
  • robię co mogę, żeby było jak najlepiej, a ty tego nie potrafisz docenić 
  • no jasne, bardzo cię przepraszam, jeśli cię obraziłam, oczywiście to moja wina (obraza!)
  • to moje podwórko i moja sprawa, co się czepiasz
  • boszszsz (tutaj następuje przewrócenie oczami) o co ci chodzi…?

Choć mam świadomość arsenału sztuczek osoby, która wchodzi w postawę obronną i tak najczęściej wkręcam się w spiralę wyrzutów sumienia i złego nastroju. Bo może jednak powinnam była zachować się łagodniej? Poczekać dłużej? Ścierpieć trochę więcej? ROZCIĄGNĄĆ SIĘ JAK GUMA? Pęknąć, żeby ktoś mógł tkwić w swoim komforcie? Może co gorsza nie miałam racji? Na ile mogę sobie pozwolić w stosunku do siebie? Pytanie, które zadaję sobie od niedawna, gdy staję w obliczu jakiejś niechcianej konfrontacji. Zamykam oczy i rozkładam ręce. Ważę starannie na dłoniach wyobrażone reakcje. A drugi człowiek? On pewnie i tak mnie zaskoczy.

Uczę się stanu umysłu, który pozwoli mi pogodzić się z brakiem wpływu, na ludzkie „niesłyszenie” problemu, który widać tylko z mojej perspektywy. Na to, że czasem mówię, a za szklaną ścianą, po której zsuwają się moje słowa, stoi ktoś, kto krzywi się, wystawia język i gra mi na nosie. Czasem odchodzę w poczuciu, że nic się nie zmieniło. Energia popłynęła w kosmos. Dostałam kolejną lekcję, że próba może skończyć się fiaskiem. A jednak widzę, że pomimo tych pozornych porażek, stale doskonalę umiejętność akceptacji takiej sytuacji. I jeśli jeszcze nie robię tego tak dobrze, jak bym chciała, z coraz większą łatwością zamieniam gniew i frustrację na przechylenie głowy. W lekkim zdziwieniu. Żeby zatrzymać się na chwilę, a później przejść spokojnie do dalszego ciągu MOJEGO życia.

A pies? Nadszedł taki dzień, że nie wytrzymały drzwi. Później zaś pies wyjechał do lepszego domu.

Naprawdę. Ta historia miała coś w rodzaju happy endu 🙂

Ciumaski ♥♥♥

Barbara Lew

Share this Post