Lubię szperać po sklepach ze starociami. Zazwyczaj wybieram drobiazgi, które w jakiś sposób kradną moje serce. Talerzyki, maleńkie filiżanki, łyżeczki, kuchenne gadżety, które pasują do mojego poczucia estetyki. I te, które wykorzystam do fotografii kulinarnej 🙂 Groszowa inwestycja, radość spora 😀
Niewielkie czarne metalowe świeczniki, pordzewiałe lecz piękne, MUSIAŁY wylądować w moim domu. Były wystawione w sekcji: „Nikt nie chce. Do zabrania za grosze.”, więc zabrałam. Miały zawisnąć na ogrodowym płocie betonowym, a trafiły na pokoje. A dokładnie do sypialni. Bo pewnego dnia spojrzałam na nie, gdy tak sobie leżały zakurzone, czekając na moją litość i pomyślałam, że jest w nich ROMANTYCZNY POTENCJAŁ 😀
Przywlokłam do domu i poszłam do Pana Męża z pomysłem na duży świecznik na ścianę, ze starej deski i tychże kaganków. A że Pan Mąż lubi pomajsterkować, sprawa ruszyła z kopyta.
Oczyszczone świeczniki zostały zapastowane czarną pastą V33, o której pisałam TU, a która niestety jest już niedostępna na rynku (szukam czegoś podobnego, może znacie?). A następnie z ogrodu przynieśliśmy starą dechę, po której chodziłam między grządkami w lecie, bo była pięknie „zmacerowana” poprzez używanie i Pan Mąż dociął ją do odpowiedniego wymiaru.
Deska została dodatkowo postarzona na parę sposobów. Najpierw pomalowaliśmy ją bardzo ciemną szarą bejcą, później rozbieliliśmy specjalną pastą i na końcu zostały oskrobane rogi i brzegi oraz delikatnie przerysowałam miejscami powierzchnię, żeby deska wyglądała na używaną 🙂
Na koniec mąż przyczepił kaganki czarnymi gwoździkami i gotowe!
Gotowy świecznik zdobi nam ścianę, a ja szukam jeszcze czegoś odpowiedniego, żeby zrobić wieszak na szlafrok, do kompletu. Jak znajdę niezawodnie się pochwalę 😀
A teraz już tradycyjne ciumaski ślę i życzę pięknego i dobrego Nowego Roku, bo to pierwszy wpis po dłuższej przerwie ♥♥♥
Share this Post