Każdemu z nas może się to przytrafić. Kiedy opuszcza nas przyjaciel, rani najbliższa nam osoba, czy oszuka ktoś, kogo obdarzyliśmy wielkim zaufaniem, w gardle rośnie nam wielka kula, „wali nam się świat”, nie chcemy w to uwierzyć.
Różnie odczuwamy zawód. Jest w trzepocie serca, skurczonym żołądku, drżeniu dłoni… Nasze ciało sygnalizuje rozczarowanie i żal. W naszym babskim świecie jesteśmy szczególnie mocno osadzone w świecie uczuć i wielu z nam przebaczanie nie przychodzi łatwo. Jeszcze trudniej, kiedy szczerość, lojalność i prawda są na szczycie naszej drabiny WARTOŚCI . Bo z jednej strony jest ktoś kogo kochałyśmy i komu wierzyłyśmy, albo wciąż kochamy, choć nie wierzymy już. Z drugiej zaś strony rana, która krwawi i wciąż boli, nie pozwala zapomnieć i co gorsza wybaczyć.
Doświadczenie zawodu dopadło kiedyś i mnie. Długo nie mogłam pogodzić się z tym, że ktoś mnie oszukał, zrobił krzywdę, złamał wszelkie deklaracje przyjaźni i lojalności. Co więcej, nie spadła na tę osobę żadna kara, nie uderzył w nią grom z jasnego nieba, lecz chodziła sobie po świecie zadowolona z siebie i swojego życia. Poczucie niesprawiedliwości siedziało we mnie długo i wcale nie było mi z tym dobrze. Liczyłam na skruchę, przeprosiny, jakąś formę odkupienia, żeby było mi łatwiej wybaczyć. Bo wybaczyć chciałam. Tak bardzo egoistycznie. Żebym to JA mogła poczuć się lepiej. Złościłam się, czułam podle sama ze sobą, Nic z tego. Przeprosin i skruchy nie było, a ja nie mogłam zrozumieć dlaczego nie radzę sobie z tą sytuacją.
Pewnie męczyłabym się ze sobą jeszcze dłużej, gdybym nie natknęła się na KLAMRĘ ODKUPIENIA. Nagle okazało się, że jestem całkiem „normalna”. Zrozumiałam, dlaczego potrzebuję czasu, żeby uporać się z problemem wybaczania.
Większość opowieści, tych dla dzieci, młodzieży, jak i nas dorosłych, opiera się na jednym schemacie. Bohater, lub osoby ważne dla bohatera, budują swoją historię i najczęściej któreś z nich popełnia jakiś błąd i rani drugą stronę. Nadchodzi kryzys, jest smutek, żal i czasem łzy. Ale my bardzo wierzymy i wiemy, że nastąpi przełom, ten moment otrzeźwienia i przebłysku zrozumienia u winowajcy.
W większości historii, a szczególnie tych, które kochamy i do których chętnie wracamy, zakończenie jest optymistyczne. Następuje pojednanie, wybaczenie i bohaterowie kochają się jeszcze mocniej. To właśnie klamra odkupienia. Spójrzcie tylko na najlepsze kreskówki, książki Małgorzaty Musierowicz, historię Bridget Jones i wiele wiele innych pięknych opowieści, które tak bardzo kochamy.
Nasz biedny, obolały od żalu mózg chce właśnie tego. Szczęśliwego „happy endu”, którego uczy się przez całe życie. A życie to życie. Nie film, nie bajka i nie historia z książki. Ten zły książę, albo wredna księżniczka nie chce się nawrócić, albo choćby po ludzku przeprosić. Czekamy, cierpimy, nie rozumiemy, bo zaczarowała nas magia klamry odkupienia.
Nie czekajmy na cud zmiany drugiego człowieka, bo zmiana wymaga zgody i wewnętrznej chęci. Dajmy za to sobie czas na „przeżycie” tej złości, która w nas siedzi, bo właśnie czas jest rozwiązaniem. Ktoś kiedyś powiedział, że każda przespana noc zabiera trochę bólu i żalu, aż w końcu te uczucia znikną. Być może obecność tej osoby, która zawiodła nasze zaufanie i jej czas w naszym życiu dobiegł końca. Po coś stanęła na naszej drodze i coś po sobie zostawiła. Weźmy to co dostaliśmy w tej relacji i wykorzystajmy dla swojego dobra. I gdy już będziemy gotowi zamknijmy tamte drzwi i otwórzmy nowe.
Ciumaski ♥♥♥
Share this Post