Kiedy moja córka wpada do domu wypada mieć zawsze w lodówce jakiś roślinny pasztecik. Tym razem pasztecik pojechał ze mną do niej 🙂
Właściwie kiedy go robiłam przepis nie istniał, a ja wrzuciłam do malaksera to wszystko co wydało mi się tego warte i wypiekłam „brejkę” 🙂
Pasztet wyszedł nadspodziewanie fajny, a niewiele do niego potrzeba, więc posyłam w świat, a jeśli Wam posmakuje pchnijcie przepis dalej.
DO ROBOTY
- 30 dkg pieczarek (ok. 15 średnich sztuk) kroimy w ćwiartki i szybko odparowujemy na patelni z grubo pokrojoną 1 cebulą (ze szczypiorem mile widziana), dodajemy 3 łyżki oleju i jeszcze chwilkę dusimy razem
- do malaksera wrzucamy warzywa, na których ugotowaliśmy bulion: kawałek selera (ok. 1/4), 2 marchewki i 1/2 pietruszki
- do tego łyżeczka czosnku niedźwiedziego, łyżeczka natki, łyżeczka czerwonej papryki, sól i pieprz do smaku
- 2 kromki dowolnego chleba (chleb dodawajcie powoli, bo w zależności od wilgotności waszej pieczarkowo-warzywnej masy zużyjecie go więcej, lub mniej)
Wszystko pięknie blendujemy w malakserze i doprawiamy według swojego gustu. Nieduże ceramiczne miseczki wykładamy papierem do pieczenia i wkładamy pasztecik. Po wierzchu posypujemy odrobiną czerwonej papryki, dekorujemy listkami laurowymi, możemy też położyć listeczki pietruszki, czy kawałki jabłka ze skórką.
Pieczemy w 180-190°C. Ja zazwyczaj nie używam termoobiegu przy pasztetach, bo nie chcę ich wysuszyć (pamiętajcie, nie wkładajcie ceramicznych i szklanych miseczek do nagrzanego piekarnika).
Smacznego paszteciku 🙂
Ściskam Was weekendowo, z lekka nieobecna ostatnio z powodu natłoku pracy 🙂
♥♥♥