WIELKANOC, TRADYCJA I PKP

In Babskie Rodzicielstwo, Życie Po Babsku by Basia14 Comments

Córka przyjechała do domu na święta tylko z jednym pająkiem (trzy pozostałe zostały w stolicy) i królikiem Tokki. Moja mamusia stwierdziła, że w tym roku sklepy i Wielkanoc są pod znakiem KRÓLIKA, więc byliśmy absolutnie w trendach. Tokki pasła się dzielnie w całym domu z wdziękiem roznosząc sianko i zapach obórki, a my jęczeliśmy z zachwytu nad jej urodą, przymykając oczy na okrągłe bobki, które nam zostawiała w wielkanocnym darze. Z zachwytu nie jęczał tylko tato weganki. Jak jęczał, to raczej w nerwach nad siankiem, obórką i kupami.

Święta mijały leniwie. Kiedy więc córka oznajmiła nagle w Niedzielę Wielkanocną, że ma pociąg powrotny o 17.20 zbaraniałam, co też wpisało się w ducha Wielkanocy i pomyślałam, że jest Prima aprilis więc dziecię zabawia się niecnie moim kosztem i jaja sobie robi z matki. Niestety spakowana walizka potwierdziła plan córki. Upchnęłyśmy więc wegańskie pasztety i żury w słoiki, bo to też w sumie tradycja. Upchnęłyśmy pająka do pojemniczka, Tokki do jej podróżnego kontenerka, siebie do auta. Upewniliśmy się, że bilet dziecka jest zakupiony i ważny. I jeszcze, że ten pociąg jedzie w Niedzielę Wielkanocną. Wreszcie pielgrzymka rodzinna pojechała w ulewnym deszczu, porywistym wietrze i temperaturze w okolicy zera stopni na dworzec.

Pusto było i tylko pani w kasie drzemała, ale dzielnie stanęliśmy w tym wietrze, deszczu i zimnie na peronie i zaczęliśmy zamarzać w oczekiwaniu na pociąg Malinowski. Czas płynął wolno, my drżeliśmy, ale Malinowski nie pojawiał się. Wreszcie nieśmiało poprosiłam dziecię, żeby jednak sprawdziło ponownie bilet i wtedy mocne słowo wyskoczyło z ust dziecięcia. Pomyliłam stacje, to nie jest ta godzina. Pociąg odjechał wcześniej… Oczywiście, że nie uwierzyłam. W końcu Prima aprilis. Dziewczyna nas nabiera, stwierdziliśmy. Nie nabierała. No nie ma tego złego … Więcej czasu razem spędzimy, pomyślałam, bo mądra matka zawsze widzi tęczę na horyzoncie.

Pielgrzymka wróciła do domu, a córka rozpakowała królika, siebie i pająka. Zakupiła też kolejny bilet na tenże pociąg, na dzień kolejny. A w poniedziałek wielkanocny, wyruszyliśmy wcześniej (tak na wszelki wypadek) na dworzec. Dobrze, że ładna pogoda była i nie waliło tym zimnym deszczem. I tak stojąc ponownie na peronie, tym razem w tłumku podróżnych, usłyszeliśmy, że nasz pociąg będzie opóźniony o około 70 minut. Pani w kasie biletowej konspiracyjnie wyjaśniła, że on nawet jeszcze nie wyjechał z zajezdni, bo go myją. Już miałam zacząć z nerwów dygotać, ale pomyślałam, że w końcu Śmigus Dyngus, to może ten pociąg też musi dostać wodą?

Usiedliśmy więc cierpliwie w poczekalni, modląc się o wielkanocny cud, żeby to opóźnienie pociągu na trasie trwającej normalnie 60 minut nie wzrosło ponad 70 minut. I pomogło! Nadrobił i przyjechał opóźniony tylko o 65! Towarzystwo w poczekalni było porządne, bo była córka z królikiem, pani z kotem i dziewczyna z jednorożcem na torebce, który oznajmiał I don’t believe in humans. Byliśmy spokojni, cierpliwi i uśmiechnięci. Ze stoickim spokojem i zrozumieniem czekaliśmy na Malinowskiego, który w końcu zabrał mi Córkę, Króliczkę Tokki i Pajęczycę Poe.

Taka to Opowieść Wielkanocna. A ja dzisiaj z nudów i tęsknoty zasiałam pierwsze nowalijki w inspekcie, żeby Tokki miała co chrupać jak do nas zaglądnie 🙂

W następnym wpisie zaś, pyszne rożki z powidełkiem, bo coś zaniedbałam moje przepisy, prawda? 🙂

Ciumaski wiosenne ♥♥♥

Barbara Lew

Share this Post