Każdy ból powinien mieć jakieś usprawiedliwienie, albo przynajmniej powód. Poród boli, bo wydajesz nowe życie na świat. Głowa, przez te cholerne naczynia krwionośne. Ząb przez zaniedbanie. Ciche dni, ciche godziny i ciche minuty bolą inaczej.
Jesteśmy stworzeni do rozmowy, dotyku i wymiany gestów. Dziwne ssaki, które przywiązują się do swoich partnerów. Miłość, przyjaźń, albo przywiązanie do innych ludzi sprawia, że jesteśmy bezbronni, gdy ci zaczynają grać nie fair i używają milczenia jak oręża.
O czym mówię? O jakimś … na przykład, Miśku …
Bo Misiek był pewnego dnia zmęczony. W pracy się nie układało. Nie dostał podwyżki. Kiedy wrócił do domu dzieci wrzeszczały. Pewnie były głodne. Anka zbyt długo siedzi w pracy. I jeszcze te nadgodziny. Czy nie można trochę mniej wydawać, zamiast tyle siedzieć w robocie? Być może on powinien trochę lepiej zarabiać, ale nie dostał tej podwyżki. A ona siedzi zbyt długo w pracy, zamiast trochę zaoszczędzić i być na czas w domu. Pokarmić dzieci. Żeby on mógł odpocząć po pracy. Beznadzieja. I do tego nie ma jeszcze obiadu.
No więc Misiek się obraził na wszystkich. Na Ankę, na dzieci i na cały świat. Nie wyszedł z domu i nie poszedł na frytki do Maka. Choć powinien był tak zrobić, żeby zobaczyli jak on się czuje. Był dzielny i twardy. Poczekał na domowy obiad, ale zjadł go DLA ANKI. Bo nie było nad czym się rozwodzić, normalny obiad jak zawsze. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Nie miał woli odpowiedzieć Ance na te bezsensowne pytania, którymi go męczyła. O co chodzi? Na kogo się obraził? Jaki błąd? I czyj? Kto co źle powiedział? Albo zrobił?
Powinni sami zrozumieć, dlaczego ON, Misiek, cierpiał. Potrzebują czasu do namysłu? On im go da. Niech sobie porozmyślają.
A Anka zwyczajnie nie wiedziała. Pytała. Myślała. A potem jak automat stanęła przy zlewozmywaku, żeby posprzątać po tym cholernym obiedzie, który przygotowała pomimo zmęczenia. I dlaczego te dzieci tak wrzeszczą, pomyślała. Anka nie wiedziała o co chodzi, dlaczego Misiek ma muchy w nosie i dlaczego powiedział jej, żeby dała mu spokój. Więc Anka skończyła myć gary, wyszła z kuchni i nawrzeszczała na dzieci.
Znacie to? Może macie w domu swojego „Miśka” ukrytego w skórze męża, żony, dziecka, czy rodzica i wiecie jak to jest. Ciche dni i godziny są jak tortura w białych rękawiczkach. Niby nic. Przecież ona, czy on tylko milczą. Jak tortura trwają zawsze zbyt długo i nie wiadomo, czy to wytrzymamy. Jeszcze gorzej, gdy nie mamy bladego pojęcia o co chodzi. Przeszukujemy więc skrupulatnie słowo po słowie, minuta po minucie taśmy naszej pamięci. W głowie zaczyna rodzić się chaos, paniczne działania ratunkowe zastępują logiczne myślenie. a stąd już blisko do nieuzasadnionego poczucia winy, albo wręcz odwrotnie, poczucia skrzywdzenia i wściekłości.
Cicha tortura jest gorsza i bardziej niszczycielska dla rodzinnych relacji, niż awantura z tłuczeniem talerzy i przekleństwami, która pozwala na konfrontację. Bo kiedy się kłócimy możemy sobie wykrzyczeć żale i pretensje. I choć to takie toksyczne, to później przychodzi czas na refleksję, zgodę i odbudowę.
Kolejnego dnia Misiek wstał w lepszym nastroju. Żona siedziała w kuchni sama i popijała kawę. Dzieci jeszcze spały. Sobota, pomyślał Misiek i ziewnął. Może napiją się kawy z Anką? Zagadnął do niej, ale zacisnęła szczęki. Po chwili powiedziała „Może odpowiesz mi najpierw na pytanie z wczoraj, bo nie wiem wciąż co się stało i dlaczego się obraziłeś”. „Nie obraziłem się, wszystko jest w porządku”, pochylił się, żeby cmoknąć ją w szyję. Nie wiadomo dlaczego się odsunęła i wciąż miała twarde górki na policzkach …
Nie wiem, dlaczego „Miśki” tak robią. Być może ich rodzice zbyt często zachowywali się tak w stosunku do nich. Być może musieli siedzieć długo zamknięci w swoim pokoju jako dzieci, żeby sobie przemyśleć „co zrobili źle”. Z całą pewnością ich milczenie to objaw bezradności, która jednak nie jest usprawiedliwiona. Tak jak Anka nie musimy się na to godzić, bo przecież nasza relacja, spokój naszych dzieci i dobrobyt naszej rodziny powoli ulegają destrukcji. Tak jak to pewnie zrobi Anka, powinniśmy mówić naszym „Miśkom” o NASZYCH uczuciach, gdy skazują nas na torturę milczenia. I nawet, gdy wina leży po naszej stronie, bo coś „narozrabialiśmy”, szacunek, którym chcemy się otaczać w rodzinie, daje nam prawo do wyjaśnienia sytuacji.
Myślę tak sobie na sam koniec, o „nianiowej” metodzie pozostawiania samotnego dziecka w pokoju, żeby sobie „przemyślało zachowanie”. Czy to aby nie droga na skróty do wychowania kolejnego „Miśka”?
Ciumaski ♥♥♥ Wrześniowo zamyślone …
Share this Post