TO RODZICE SĄ WINNI …

In Babskie Rodzicielstwo, Życie Po Babsku by Basia24 Comments

Pani doktor w szpitalu powiedziała do mnie: Kiedy dziecko ma wypadek to jest ZAWSZE wina rodziców. Byłam młoda, roztrzęsiona, przemoczona, bo przyjechałam prosto z basenu erką na sygnale. Z dzieckiem po urazie, które było w tak złym stanie, że napędziło strachu ratownikom medycznym w karetce. Pani doktor powtórzyła to wiele razy. Tak wiele, że choć minęło kilkanaście lat, za każdym razem, gdy któremuś mojemu dziecku „przytrafia” się coś, te słowa świecą w mojej głowie jak neony. Nawet gdy dziecko miało wypadek w szkole, a mnie tam nie było, pytam siebie, a może to te buty, które mu kupiłam, zbyt śliskie, niewygodne? 

A jednak pozwalam moim dzieciom próbować. Robić rzeczy ryzykowne. Testować życie. Dlaczego narażam siebie na te cholerne neony w mojej głowie? A swoje matczyne serce na lęk?

DLACZEGO NIE ZAMKNĘ DZIECKA W BEZPIECZNEJ KLATCE?

Bo życie działa tak jak mój ogród. Małe ptaszki – nieloty, albo „ledwoloty” podejmują ryzyko. I nie zawsze udaje im się uniknąć konsekwencji. Kot jest bardzo szybki. Wystarczą ułamki sekund. Psy mają ostre zęby i nawet jak odbieram im pisklę, to obrażenia są tak poważne, że nie udaje się mu przetrwać. Czasem wystarczy fakt, że skrzydełka są zbyt słabe.

A jednak pisklęta próbują. Często wiele razy, a ich rodzice tylko kontrolują sytuację. I pokrzykują z niepokojem.

Tak. Bywa, że ja też boję się i drżę. I to nie tylko o to najmniejsze. Tak naprawdę, drżę o wszystkie moje dzieci, te co się dopiero „opierzają” i te już całkiem dorosłe. Drżę, gdy podejmują to nieszczęsne ryzyko i wyruszają samodzielnie, najpierw hulajnogą na boisko, a dziesięć lat później zupełnie samotnie do obcego kraju.  Drżę, gdy brykają na skateparku, bo wiem, że być może wizyta na chirurgii, to kwestia jakiegoś czasu.

Drżę, ale nie chciałabym widzieć ich w klatce. Chciałabym, żeby mogły „polecieć” tak daleko i wysoko, jak tego chcą i uniosą je ich skrzydła.

RODZICE SĄ WINNI

Zgadzam się z tą mądrą panią doktor. To rodzice są winni. Zaczyna się przecież od tego, że dajemy dzieciom przykład, pokazujemy, że można. A później pozwalamy dzieciom podejmować próby. Chwalimy je kiedy robią kolejny krok. I kolejny. Powoli przesuwamy NASZĄ granicę i nie zatrzymujemy dziecka, gdy wyrusza coraz dalej. Niektórzy z nas nie zatrzymują dziecka nawet wtedy, gdy idzie w miejsca, w których my jeszcze nie byliśmy. Które są dla nas nieznanym i być może niebezpiecznym światem.

Jesteśmy winni bo nie zamykamy ich w bezpiecznych klatkach, choć wiemy, że mają tak mało doświadczenia i czasem muszą zapłacić za nie swoją cenę.

Właśnie taką mamą jestem. „WINNĄ” …

Wyruszam z synkiem i dużymi dziećmi w malutką podróż na kilka dni 🙂 Gips zdjęty, więc można troszkę rozłożyć skrzydła 😀

Trzymajcie się i wybaczcie, że dzisiaj tak krótko, ale walizka czeka 😀

Barbara Lew

Jeśli zainteresowało Cię coś w tym wpisie, zgadzasz się, lub myślisz inaczej podziel się tym ze mną, proszę 🙂 bloger też człowiek i lubi pogadać 🙂 Jeżeli uważasz, że ten wpis jest przydatny, pchnij go dalej, będzie mi miło! 🙂

Share this Post