SZTUKA OLEWANIA

In Życie Po Babsku by Basia32 Comments

Gdyby olewanie było takie łatwe, to pewnie nie byłoby wokół nas takich Owsiaków. A są. Może i Ty masz w sobie odrobinkę „Owsiaka”. Też CI SIĘ CHCE. Ale jeśli spojrzałaś na mój wpis i go czytasz, to może masz tak jak ja. Masz kłopot z olewaniem.

Dlaczego jest nam z tym trudniej niż innym? Odpowiedzialność, ambicja albo empatia to trzy „dopalacze”, które w różnych sytuacjach karmią nas i mówią zrób to zrób, bo kto jak nie tynie możesz odpuścić, musisz to zrobić, potrafisz sobie z tym poradzić, jeśli tego nie zrobisz, to będzie katastrofa. I takie tam …

I jeśli Ci z tym dobrze, bo jesteś „Owsiakiem”, umiesz postawić sobie wysoko poprzeczkę i skaczesz przez nią bez zadyszki, to pewnie zdajesz sobie sprawę, że wszystko co robisz, robisz nie tylko dla ŚWIATA, ale przede wszystkim dla SIEBIE. I to jest wspaniałe. Połączenie dwóch korzyści. Pomoc innym, bo być może realizujesz jakiś projekt przeznaczony dla innych ludzi, a z tyłu głowy samorealizacja i spełnianie się w czymś, co ma dla Ciebie znaczenie.

Dlaczego więc tych energicznych zaangażowanych i pozytywnych też łapie frustracja? Wściekają się, a sami przecież chcieli?

Pewnie dlatego, że hejt, najzwyklejsza obojętność świata wokół nich, społeczna skleroza, albo nawet społeczna demencja, taka jaka spotkała Owsiaka, może dopaść każdego. Ot, robisz coś i to jest fajne. Do pewnego momentu płyniesz na fali powodzenia i nagle ktoś zaczyna szukać dziury w całym.

A może jest inaczej. Jesteś przydatna robisz swoje, ale później dopada Cię zniechęcenie, bo czujesz, że rasistowskie powiedzenie „murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść”, jest właśnie o Tobie.

To jest moment na powrót do pytania na ile robię to coś DLA SIEBIE? Czy chcę to robić dalej? Czy chcę to w ogóle robić?  A jeśli tak to na ile procent? 20? 50? A może czas już to olać, dla własnego dobra.

Rzecz w tym, że czasem odpuścić znaczy wygrać. To jak metafora samo zaciskającego się węzła. Im bardziej ciśniesz i się starasz, albo się z czymś szarpiesz, tym bardziej się dusisz i TWÓJ cel zaczyna znikać Ci sprzed oczu. Nie dlatego, że przestał być osiągalny, ale dlatego, że poczucie przymusu zawsze budzi wewnętrzny opór. Coś co było fajne i dawało radość nagle przyprawia nas o ból głowy. I tutaj nie ma znaczenia, w jaki sposób dotarliśmy do ślepego końca  drogi, na którą weszliśmy. On jest przed nami i musimy się z nim mądrze zmierzyć.

Może dobrze czasami „zwiotczeć”, żeby węzeł się rozluźnił. Bo bywa, że rzeczy maja tendencję do rozwiązywania się „jakoś”.  I albo nam ta nasza „zajawka” powraca, albo kierujemy energię w coś nowego i znacznie bardziej interesującego.

Zmierzyłam się ostatnio z potrzebą „niezrobienia czegoś”, czyli potocznie i paskudnie mówiąc „olałam to”. Całe moje empatyczno – ambicjonalno – odpowiedzialne wnętrze buntowało się. I co? I nic. Nic złego się nie stało. Pewnie niektórzy to zauważyli, ale nie zdziwili się zbyt mocno. Inni nie zauważyli niczego. Najbardziej zauważyłam to ja.

Wcześniej odpowiedziałam sobie na dwa pytania,

  • co się stanie, gdy tego nie zrobię
  • co się nie stanie, gdy tego nie zrobię

Odpowiedź na pytanie, czy możemy czegoś nie robić mieszka w nas. Bo boimy się co inni powiedzą. Boimy się, że sprawimy im przykrość, albo wkurzymy ich. Czasami boimy się ich zawodu.

Ale czy jesteśmy fair wobec siebie, gdy codziennie wstajemy i z niechęcią podążamy w kierunku, który nie jest już nasz? Czy mamy prawo tak traktować siebie?

A ja? Wciąż uczę się „olewać”, a nie jest to łatwa sztuka 🙂

🙂 BUZIAKI NA WEEKEND <3

Barbara Lew

Share this Post