STACJA

In Opowiadania by Basia14 Comments

STACJA

Barbara Lew

-Szlag by trafił Maćka i jego zasraną matkę! – Zuza z wściekłością szła wzdłuż drogi i czuła jak jej buty cmokają w błotku, które pojawiło się po niedawnym deszczu.

Miała trzydzieści pięć lat i zbyt dużo pewności siebie, żeby miał prawo ją tak traktować. Byli razem wystarczająco długo i Maciek nieustannie powtarzał, że ją kocha, ale gdy tylko dzwoniła jego matka, natychmiast gotów był rzucić wszystko i do niej jechać.

Oczywiście nie udało się wybrać we dwoje na zakupy, bo telefon Maćka wygrał tą okropną melodyjkę zwiastującą, że pani Pretel wykazała się niezawodnym wyczuciem, właśnie w chwili gdy dojeżdżali do Krakowa. Maciek, jak rasowy maminsynek, zaproponował, żeby do niej wpadli „na chwilę”, ponieważ miała słaby głos. Chwila z reguły trwała kilka godzin, bo matce Maćka nie zamykały się usta, a on chciał jej dogodzić i pomóc, choć zdaniem Zuzy była w formie jakiej mogłaby jej pozazdrościć dwudziestolatka. Kiedy więc standardowo przyszła teściowa postarała się zepsuć ich kolejny wspólny wyjazd, Zuza zdecydowała, że pora tupnąć nogą.

Wysadź mnie tutaj – syknęła, gdy niby od niechcenia zaproponował wizytę u matki i otworzyła drzwi, kiedy tylko samochód przystanął na światłach. Wysiadła gwałtownie i warknęła

Poczekam na najbliższej stacji benzynowej. Pogadaj z nią i wróć jak najszybciej. Tyle.

Szła teraz wzdłuż tej cholernej drogi, a jej nastrój przypominał burzę, która niedawno przetoczyła się nad ich głowami. Jasne zamszowe buty były już ochlapane rozmokniętym przydrożnym pyłem, do stacji miała około dwustu metrów, ale wściekłość rozgrzewała ją do żywego i szła żwawo przed siebie.

Pierwszą rzeczą jaką zobaczyła, gdy zbliżyła się do znajomych budynków z czerwonym znaczkiem orła było dziecko.

Chłopiec miał około pięciu lat, ciemne proste włoski i bardzo jasne oczy. Siedział nieruchomo przy stoliku na zewnątrz budynku i patrzył beznamiętnie na pojazdy poruszające się drogą krajową E4. Dopiero kiedy Zuza zbliżyła się, dziecko popatrzyło na nią i uśmiechnęło się porozumiewawczo, jakby ją znało.

Odesłała uśmiech i weszła do środka, żeby kupić kawę i jakieś ciastko, a potem przeczekać do powrotu Maćka. Kiedy odwróciła się, jej wzrok zatrzymał się na chłopcu, który stał obok i poprosił:

– Kupisz mi bagietkę z szynką? Taką jak zawsze. Proszę.

Zatkało ją – Jak zawsze? Ale … jakie zawsze? – nie bardzo wiedziała jak zareagować, bo jak rozmawiać z pięciolatkiem o tym, że ją z kimś pomylił. Kupiła bagietkę i podała chłopczykowi, który wbił w nią łapczywie zęby i gdyby nie był dzieckiem, Zuza powiedziałaby, że ją zwyczajnie pożarł. Zjadł, odbiło mu się i znów poprosił:

Chce mi się siku. Pójdziesz ze mną? – i wyciągnął do niej rączkę umazaną margaryną z bagietki. A Zuza nie cofnęła swojej dłoni.

***

Gdyby ktoś zasugerował Maciejowi Pretlowi, że nie powinien był zostawiać swojej „prawie” narzeczonej na środku drogi i unosić się honorem, pewnie teraz by się zgodził. Ale kiedy jechał na stację po Zuzę, miał przygotowaną przemowę, którą wygłosi. Planował stanowczo jej wyjaśnić, że mężczyzna jest głową w związku i kobieta ma mu być, choć w części, posłuszna. Do tego wciąż nie byli w formalnym narzeczeństwie i Zuza powinna rozumieć, że on, Maciej, może zakończyć ten związek, jeśli Zuza będzie zbyt niepokorna.

Maciek faktycznie był rasowym maminsynkiem. Zawsze nienagannie ostrzyżone i ulizane włosy, modny zarost, który pielęgnował u barbera, ciuchy nigdy nie schodziły cenowo do poziomu sieciówki i więcej wiedział o swojej mamie, niż o swojej dziewczynie. Zamiast kwiatów dla Zuzy, wolał kupić sobie dobre perfumy, a jeśli wybierał dla nich wino, to jej gust nie miał znaczenia. Zawsze decydował się na białe.

Matka Maćka, zagorzała wielbicielka Radia Maryja, wyraźnie powiedziała mu co myśli o jego dziewczynie i zupełnie zapomniała, jak bardzo słabo czuła się kilkadziesiąt minut wcześniej. Beata Pretel nie miała wątpliwości, że synowa powinna być zupełnie inna. Ta była zbyt chuda i miała kręcone rude włosy. Rude! Co ona się namodliła, gdy była w ciąży, żeby dziecko nie było rude. Na szczęście Maciuś okazał się słodkim ciemnowłosym bobasem, z wielkimi niebieskimi oczami. Jezus ją wysłuchał.

Teraz więc modliła się równie gorliwie, żeby Zuzanna zniknęła z życia syna na dobre. Oprócz tego, że się modliła, gdy tylko nadarzała się okazja, angażowała syna w swoje życie i obrzydzała mu Zuzę tak skutecznie, jak tylko było to w zgodzie z sumieniem Beaty, a więc przynajmniej raz w tygodniu. Kiedy tego dnia kolejny raz wyobrażała sobie zniknięcie Zuzy, nie wiedziała biedaczka, że właśnie jej życzenie się spełnia i że niedługo pożałuje swoich fantazji.

***

Zuza uniosła powieki powoli, bo długo wciągała otaczające ją zapachy z zamkniętymi oczami. Były znajome. Jakby z tyłu jej głowy ktoś wpiął jakiś czip ze śladami przeszłości, której nie pamiętała jeszcze kilka godzin wcześniej. Nie była pewna co się stało, ale stała w miejscu, które było zupełnie opuszczone.

Dom nie był używany od kilkudziesięciu lat, bo firanki w oknach zżółkły, a potem zszarzały od kurzu i pajęczych nitek. Pomiędzy dachówkami bezczelnie rozrastał się mech i siewki pobliskich klonów. Wielka lipa na podwórku szumiała od ciepłego wiatru i słodziła powietrze zapachem kwiatów. Dziecięca huśtawka leciutko kołysała się, a sparciałe grube sznury, które podtrzymywały wątłą deseczkę siedziska, cicho skrzypiały.

-Gdzie jest Czarek?-podeszła do psiej budy, zaskoczona skąd zna psie imię, wyskrobane pracowicie na jednej z deseczek, chyba dziecięcą ręką, bo litera Z była swoim lustrzanym odbiciem. Profesjonalna myśl – Dyslektyk? – przemknęła jej przez głowę i zmieniła się w zdziwienie, które zaczynało zapierać Zuzie dech w piersiach.

Znała ten dom. Jeszcze nie była pewna skąd, ale znała go z pewnością i wiedziała, że dziecięcy pokój jest po prawej stronie kuchni. To stamtąd dobiegało podśpiewywanie jakiegoś chłopca. Nie rozpoznawała piosenki, ale przez szum lipy dolatywał fragment „… w wielki rejs …” .

O takich chwilach mówi się, że nie myślimy wtedy racjonalnie, tylko kierujemy się odruchem. Zuza więc skorzystała z odruchu. Zdjęła ze stóp brudne zamszowe buciki, zachlapane błotem z drogi krajowej i zdziwiła się, że trawa jest sucha. A potem powoli poszła w kierunku domu, który na powitanie zaskrzypiał drewnianymi drzwiami wejściowymi pokrytymi łuszczącą się błękitną farbą. Minęła wielkie krzewy piwonii, plątaninę gałęzi kaliny i stare, połamane bzy.

Rośliny pachniały tak intensywnie, że zakręciło się jej w głowie. Potknęła się o wystający korzeń, który wyrósł znienacka przed progiem i upadła rozbijając boleśnie kolano. Nie chciała zakłócać ciszy, ale nie powstrzymała okrzyku bólu.

Chłopczyk, który wybiegł z pokoju miał około pięciu lat, ciemne proste włoski i bardzo jasne oczy. Dziecko ze stacji benzynowej … Wyglądał na wystraszonego.

Co się stało mamo? – spytał – upadłaś? Zapomniałaś o tym korzeniu? Przecież jesteś szeptuchą … Powinnaś wiedzieć.

Rozejrzała się wokół i zdziwiła się, że wcześniej dom wydawał się jej zaniedbany. Ogród wyglądał na dziki i trochę zarośnięty, ale przecież firanki w oknach były wyprane i podłoga, na której teraz siedziała, czysta. W ogrodzie zaszczekał pies i za chwilę był już przy niej. Nadstawił ciepły czarny brzuch do pieszczot i sapał głośno, jakby radość z jej przybycia rozsadzała jego psią duszę.

***

Poszukiwania Zuzy nie dały skutku. Maciek Pretel uruchomił swoje znajomości na policji i bardzo szybko monitoring ze stacji trafił do analizy. Śledczy poinformowali go, że Zuza weszła do toalety z nieznajomym chłopcem, któremu wcześniej kupiła bagietkę. Nigdy z tej toalety nie wyszła. Ani ona, ani dziecko.

Na szczęście dla Maćka, rodzice Zuzy nie żyli i nie miał się go kto czepiać. Potępiła go natomiast opinia publiczna, która dowiedziała się ze znanego szmatławca, że zły narzeczony wyrzucił swoją ukochaną z samochodu na środku ruchliwej drogi i pojechał do matki. Soczyste spekulacje gazety na temat porwania dziewczyny dla okupu, albo na handel żywym towarem, pokrywały się z Maćka podejrzeniami i podnosiły mu włosy na głowie i przedramieniu. Zuza była przecież bardzo atrakcyjna. A dziecko mogło być przynętą.

Maciek przeglądał fragment nagrania z monitoringu jak zapętloną historię. Katował się nim każdego wieczora i sam nie wiedział, czy dobrze zrobił, że poprosił znajomego z policji o udostępnienie mu nagrania do prywatnego użytku.

Butelki z dobrym winem, które mu towarzyszyły w tych seansach opróżniały się coraz szybciej, a Maciek coraz mniej rozumiał z tej historii. Mózg podsuwał mu najróżniejsze zakończenia, nie szczędząc również wizji rozkładającego się trupa Zuzy w bagażniku samochodu, z nożem pokrytym odciskami jego palców wbitym w ciało. Częściej jednak nawiedzały go myśli o gwałcie zbiorowym i przymusie prymitywnej prostytucji.

Z wolna dobra markowa whisky, oczywiście single malt, zastąpiła wino.

Maciek zaczął źle sypiać, nie nadawał się do pracy i nie potrafił funkcjonować bez dawki Red Bulla przynajmniej dwa razy dziennie. Wziął urlop wypoczynkowy, żeby poleżeć w domu i pomyśleć o tym, co powinien zrobić. Szpital musiał się jakoś bez niego obejść, a koledzy przejęli zaplanowane zabiegi operacyjne.

Matka wydzwaniała do niego, na początku wyraźnie zadowolona z obrotu sprawy, później zaniepokojona stanem psychicznym i fizycznym swojego syna. Aż w końcu zaczął ignorować połączenia i wiadomości od niej.

Pewnej soboty zrozumiał, że musi pójść na TĄ stację i zrozumieć co się stało, żeby później móc zapomnieć o całej sprawie. Zniszczył nagrania. Spakował do pudełka wszystkie drobiazgi, które łączyły go z Zuzą i wyniósł do pobliskich pojemników z używaną odzieżą. Przez chwilę patrzył na ich wspólną fotografię, potem wyjął ją z eleganckich ramek, wrzucił do kominka i podpalił.

Czas pożegnać się z Zuzą – wyszeptał.

Wypił piwo, tak dla odwagi i wsiadł do samochodu.

Znowu padał deszcz, a droga była lśniąca od świateł latarni i księżyca. Ostatnią rzeczą, którą Maciek zauważył zanim wpadł w poślizg, były świecące ślepia jakiegoś zwierzęcia. Później jego samochód uderzył w potężną lochę, która tego dnia zapuściła się zbyt daleko od spokojnego miejsca, w którym żyła.

***

-Mamo. Mamo … Mamo zbudź się! – dziecko potrząsało ramieniem Zuzy.

Otworzyła oczy i przez kilka sekund nie wiedziała gdzie jest. Spojrzała na zegarek i zdziwiła się, że był już wieczór. Ciepłe powietrze wypełniło dom zapachem bzów.

Mamo, już tak długo czekamy. Ja nie wiem, czy mamy jeszcze czas – chłopczyk miał zaniepokojony wzrok i nerwowo oblizywał usta – Poszedłem po ciebie na tą stację, bo chyba o mnie zapomniałaś. Nie wiem dlaczego do mnie nie wróciłaś tak jak obiecałaś. Czekałem cały dzień. Znalazłaś tego pana Maćka, którego poszłaś poszukać?

Przypomniała sobie nagle, że to dziecko ma imię.

– Piotruś, ja nie pamiętam co się stało – powiedziała z wahaniem – Przepraszam. Pamiętam tylko twoje imię i … ten dom.

Pogłaskał ją po buzi delikatnie, z powagą w jasnych oczach. Później podszedł do starego kredensu pokrytego pożółkłą farbą. Wyciągnął z szuflady kopertę, na której zapisane było jej imię. Jej charakterem pisma …

Masz mamo. Mówiłaś, że tak może się stać. Że możesz sobie wszystko zapomnieć. Poszłaś poszukać tego pana, który miał ci coś dać. Przeczytaj, a ja przyniosę ci trochę wody – powiedział.

I Zuza zaczęła czytać, na początku łapczywie, połykając kawałki zdań. Później, kolejny raz i jeszcze kolejny, coraz szybciej i szybciej. Aż do chwili, gdy kartka wysunęła się jej z rąk, które uniosła, aby potrzeć oczy i policzki.

Chłopczyk wszedł nagle z zabawnym kubkiem pełnym wody. Kubek z kotkiem, który bawił się piłką był taki … olschoolowy. Zuza aż się uśmiechnęła do tej myśli.

Ciekawe co Maciej Pretel powiedziałby na taki kubek. Maciej Pretel … -złe przeczucie zmieniło się w pewność, że coś mu się stało.

-To mój ukochany kubek, pamiętasz? – dumnie powiedział Piotruś.

***

Matka Macieja Pretla siedziała obok łóżka syna na małym, metalowym szpitalnym krzesełku obrotowym. W głowie jeszcze cały czas zgrzytały jej słowa medyka, który tak bezczelnie powiedział jej, że stwierdzono śmierć pnia mózgu i obrażenia głowy takie, że jej syn jest już właściwie martwy. Podtrzymywano go przy życiu, bo wyraził kiedyś zgodę na oddanie po śmierci narządów i teraz mieli mu wyrwać serce, nerki i Bóg wie co jeszcze. Żeby uratować innych ludzi. Przecież był lekarzem! I nie potrafili mu pomóc. Płakała bezgłośnie i zaciskała dłonie bezsilnie, z wściekłości połączonej z rozpaczą, tak, że wymalowane paznokcie odbiły krwawe półksiężyce na skórze.

Klatka piersiowa syna unosiła się ciężko. Żył i nie żył jednocześnie. Serce biło, bo popychała je do życia maszyna. Pewnie jego dusza już była po drugiej stronie. Pewnie trzeba będzie oddać mu wykupione miejsce na cmentarzu…

Kaplica, w której chciała znaleźć ukojenie znajdowała się  w drugiej części wielkiego kompleksu szpitala. Poszła tam przytrzymując się ściany, bo nagle przybyło jej te dwadzieścia lat, które odejmowała sobie dzielnie w gabinetach kosmetycznych i podczas wyjazdów do spa, które była w stanie sobie fundować z hojnej emerytury.

Gdy weszła do środka poczuła, że było jej tam lepiej, niż w sali z umierającym synem. Czuła bliskość Boga, a łzy kapały jej na elegancką garsonkę, gdy nagle podszedł do niej ten lekarz. Miał niebieskie jasne oczy i szczerą twarz. Był bardzo miły. Spytał, czy może jej pomóc. Porozmawiała z nim, bo z kimś musiała, a ten człowiek potrafił słuchać.

-Nie wiem co zrobić, bo potną go na kawałki i jak on pójdzie do nieba, bez tych wszystkich organów? Ale wiem też, że mogę pomóc innym ludziom. To miłosierdzie, a przecież powinniśmy być miłosierni.

Lekarz wziął ją za rękę i powiedział cicho –Tak, to właśnie jest miłosierdzie … Pani syn był lekarzem i pomagał ludziom. Teraz może ocalić jeszcze kilka osób.

Uwierzyła mu.

***

Droga Zuzanno,

Jeżeli to czytasz, to znaczy, że zapomniałaś kim jesteś i co się stało. Piszę do Ciebie (a właściwie do samej siebie) ten list, żeby pomóc Ci się odnaleźć.

Jesteś w swoim rodzinnym domu. Myślę, że spacerując po nim przypomnisz sobie jak wyglądało Twoje życie, zanim wybrałaś się w długą podróż w czasie. W szufladzie komody w sypialni są zdjęcia. Przejrzyj je proszę.

Piotruś to Twój (i mój) synek. Jesteś chora Zuzo, choć być może w tamtym świecie, z którego wróciłaś nie zauważyłaś tego. Łatwo się męczysz, prawda? Potrzebujesz nowego serca. Dla Was obojga, bo Piotruś nie może zostać sam.

Potrafisz zaglądnąć w przyszłość i tam znalazłaś ratunek dla siebie.Bo tam medycyna i lekarze mogą więcej niż tutaj. Poszłaś odszukać człowieka, który da Ci nowe serce. Skoro wróciłaś pewnie go znalazłaś, tylko pędzący czas odebrał Ci pamięć. Bo czas tutaj i tam płynie inaczej …

Zaglądnij do studni tak, jakbyś chciała się w niej przejrzeć. Przypomnisz sobie wszystko, a kiedy pamięć wróci będziesz pewna, że podjęłaś dobrą decyzję.

Nie masz zbyt wiele czasu.

Idź już.

A później weź walizkę z zielonego pokoju i zrób to co zaplanowałaś.

Zuza

***

Zuza powoli chodziła po domu. Dotykała mebli. Wciągała zapachy. Dziecko bardzo cicho szło za nią. Nie pytało, nie płakało, tylko szło, śledząc każdy jej ruch, delikatnie stawiało nóżki na skrzypiącej podłodze. Kawałki obrazów z przeszłości powoli składały się w jakąś całość.

Jest mamą Piotrusia. Jest szeptuchą …

Na ścianach zobaczyła zdjęcie swoich rodziców, którzy … tak, zginęli w wypadku, gdy miała piętnaście lat. Potem weszła do zielonego pokoju. Sypialnia jej i jej męża? Michała? Czy tak miał na imię?

Gdzie jest tato? – spytała, a dziecko spokojnie odpowiedziało.

Tato nie żyje. Umarł mamo, gdy miałem dwa latka. Wiedziałaś, że umrze, gdy braliście ślub, ale bardzo go kochałaś. Oboje mieliście zepsute serca, ale serce taty było bardziej zepsute niż twoje. Zawsze mi mówisz, że część taty mieszka we mnie. Ale ja mam dobre serce. Nie jest zepsute. – uśmiechnął się.

Idź już mamo do tej studni, a ja się pobawię w doktora – chłopczyk powiedział wesoło i pobiegł do dziecinnego pokoju, jakby wszystko co się działo było częścią jakiegoś planu.

No więc Zuza poszła, a kiedy wróciła, wzięła do ręki zieloną walizkę, pocałowała chłopczyka, wyszeptała mu do ucha kilka słów i wyszła z domu.

Kiedy szła w kierunku drogi krajowej E4 firanki w oknach domu pożółkły, ogród zmienił się w plątaninę zdziczałych krzewów i drzew, a szczekanie psa ucichło zupełnie.

Daleko przed sobą Zuza zobaczyła światła stacji benzynowej i przyśpieszyła kroku.

***

Lekarz, który rozmawiał z matką Maćka Pretla nazywał się Piotr Kocur, miał pięćdziesiąt lat i był transplantologiem ze świetną reputacją niezawodnego i ludzkiego chirurga. Do swojej pracy podchodził z wielkim profesjonalizmem, nie traktował pacjentów jak kolejne cyfry i nazwiska na drodze swojej kariery, lecz starał się zapamiętać każdą twarz i choć kilka szczegółów, które były ważne dla człowieka, którego operował.

Tego dnia był jednak dziwnie niespokojny. Kręcił się na fotelu w swoim biurze i przeglądał dokumentację medyczną, która wyglądała na bardzo starą. Była oprawiona w szaro-brązową obwolutę jak stare akta. Imię i nazwisko pacjenta wyblakły, a pierwsza litera Z wyglądała jak gdyby była napisana żółtym długopisem.

Kolega, który wpadł do niego na kawę zaśmiał się – A co to? Stulatkę będziesz operować?

Prawie – powiedział bez uśmiechu.

Miał serce, na które czekał. Teraz liczył się czas.

Zrobił sobie mocną czarną kawę, wrzucił dwie kostki brązowego cukru do starej filiżanki z kotkiem, który bawił się kolorową piłeczką. Koledzy śmiali się z niego, ale on tylko uśmiechał się pobłażliwie.

Dopił kawę i z kubkiem w dłoni wyszedł na korytarz. Wyglądał jakby na kogoś czekał.

Szpital powoli zasypiał, pielęgniarki poruszały się coraz wolniej, pomiędzy salami, w których nowoczesny sprzęt posapywał, pozwalając pacjentom cieszyć się kolejnym dniem życia. Choćby tym w czterech ścianach szpitala.

Kiedy zobaczył na końcu korytarza szczupłą rudą kobietę niosącą zieloną walizkę, odetchnął z ulgą. Trzymał kubek z kotkiem, a ona powoli podeszła do niego i z wahaniem spytała – Doktor Piotr?-

-Tak mamo – odpowiedział – mam dla ciebie to serce …

Zuza poszła za dorosłym synem. Wiedziała, że czas jest łaskawy i mały Piotruś zbudzi się kolejnego dnia obok swojej mamy. Zdrowej mamy.

I tylko jedna rzecz będzie inna. Pomiędzy jej piersiami pojawi się duża blizna.

Barbara Lew

P.S. Opowiadanie jest moją własnością, w świetle przepisów o prawach autorskich i własności intelektualnej. 

Share this Post