Wyszło to trochę inaczej, niż myślałem, ale zawsze wyszło.
Początek tygodnia i wpis kulinarny. Postanowiłam, że od dzisiaj wraz z wpisem kulinarnym będzie pojawiać się zawsze jeden cytat. Czasem mądry, czasem niemądry, ale taki, który jest w jakiś sposób aktualny. Dla mnie, lub otaczającej mnie i nas rzeczywistości. Dzisiaj tak właśnie wyszło ze zdjęciem smarowidła z fasoli 🙂 Fotka dużo gorsza, niż w realu. A tu proszę, cytat z „Kubusia Puchatka”, podsumował to optymistycznie INACZEJ NIŻ MYŚLAŁAM, ALE ZAWSZE WYSZŁO 🙂
Smarowidło z fasoli, to już klasyka. Pewnie by go tutaj nie było, gdyby nie zmotywowała mnie do tego wpisu pewna dziewczyna, pytaniem o smarowidła do chleba na Babowni 🙂 Ja je lubię, Weganka lubi i jest to roślinna alternatywa dla miękkich pasztetów, czy też smalczyków, którą można też zajadać prosto ze słoika.
SKŁADNIKI
- 2 szklanki ugotowanej białej fasoli (fasolę namoczyłam na noc, odlałam wodę i ugotowałam w świeżej)
- szklanka miękkich suszonych śliwek, dobrze namoczonych
- 1,5 cebuli, pokrojonej w kosteczkę, uduszonej w oleju na złoto
- ok. 1/2 szklanki oleju
- 1 łyżeczka soli (można wg własnego smaku)
- 1 łyżeczka smacznego sosu sojowego
- 1 łyżeczka pieprzu
- 1 łyżeczka przyprawy do potraw z fasoli
ROBIMY SMAROWIDŁO
Fasolę, 2/3 śliwek, cebulę i olej „blenduję” blenderem ręcznym na dość gładką masę. Dodaję przyprawy i jeszcze wszystko łączę przy użyciu blendera. Nabieram trochę masy, dodaję resztę śliwek i krótko rozbijam blenderem, ale tak, żeby zostały widoczne kawałeczki śliwek. Mieszam wszystko na koniec bardzo dokładnie razem, przy pomocy łyżki. Nakładam do ładnych słoików i wsadzam do lodówki, żeby się „przegryzło”.
SMACZNEGO 🙂
Jeśli zainteresowało Cię coś w tym wpisie, podziel się tym ze mną, proszę 🙂 bloger też człowiek i lubi pogadać 🙂 Jeżeli uważasz, że ten wpis jest przydatny, pchnij go dalej, będzie mi miło! 🙂
Share this Post