ORKIESTRA I LUDZIE Z KULAWYM SERCEM

In Babskie Rodzicielstwo, Życie Po Babsku by Basia13 Comments

Dużo ostatnio padło słów o Orkiestrze, w różnych konfiguracjach językowych. Z troską i miłością w jednych ustach i jadem w tych innych. Widać w tym roku Orkiestra zagrała nam nie tylko po to, by było nam dane włożyć na siebie jednorazowe miękkie futerka dobroczynności, o których tak pięknie kiedyś śpiewał George Michael klik, ale i po to, żebyśmy potrafili przystanąć i zrozumieć, że nic nie jest za darmo i na zawsze.

Jako społeczeństwo już dawno zawłaszczyliśmy sobie prawo do pewności, że „do końca świata i o jeden dzień dłużej” jest niezniszczalne i niezawodne. Ma stalowe nerwy, potrafi zetrzeć ze swojej dobrej twarzy każdą plwocinę, która na nią padnie, żeby z uśmiechem pójść dalej, ku wspólnemu celowi. Uwierzyliśmy, że ORKIESTRA to perpetum mobile.

Brene Brown wytłumaczyła mi kiedyś, że nasze życia, poukładane według własnego przepisu i składników dobranych wyłącznie przez nas, to iluzja. Bo tak naprawdę ŚWIADOMY wybór dobra, to równoczesna akceptacja istnienia ciemnej strony, która jest w opozycji. Jeśli chcę akceptować moje życie bez znieczulenia, to razem z orzeźwiającym i słodkim smakiem miłości, dobra i empatii, muszę przyjąć możliwość nadejścia cierpkiego smaku porażki, złości i smutku.

Tak, tak. Świat krzyczy nam o tym od dzieciństwa. Baśnie, lektury, filmy i gry komputerowe. Nawet religia poszturchuje nas delikatnie i pokazuje: PATRZ! Tam gdzie jest dobro, tam jest też i zło. A jednak chętnie wypieramy możliwość tego, że zło, dokarmione i pielęgnowane, pozbawione naszej świadomej kontroli, wyciągnie swoje macki i spróbuje przechylić szalę. I że będzie to całkowicie naturalne.

Uwierzyłam więc Brene Brown i wpuściłam do swojego świata trochę plastelinowej szkarady Barbary Pieli, wykreowanej przez … nietolerancję? kompleksy? brak miłości? Tego nie wiem. Wpuściłam ją, bo chciałam zrozumieć PO CO ktoś celowo zestawia mrok z jasnością. Z całkowitym zaufaniem do siebie i swojej czystej wiary w niezniszczalne ludzkie dobro patrzyłam zdumiona do cna, w tyle głowy mając jedną myśl: że ludzie znieczulają się w różny sposób. Poprzez agresję, nienawiść, uzależnienia i wymachiwanie innym przed nosem krzywym palcem własnej racji.

Plastelinowy świat jest szkaradny i brzydki. I bardzo mocno współczuję tym, którzy mogą tę szkaradę oglądać bez ukłucia przykrości w sercu. Tym, którzy coś takiego stworzyli też współczuję, bo z jakiegoś powodu znieczulili się na dobro ludzkie. A bez niego coraz mniej człowieczeństwa. Takie to kulawe, okaleczone serca.

Każdy z nas kreuje kawałek świata i wlewa w ludzkie serca miłość, albo gorycz. Mój zasięg może być mniejszy, albo większy, ale nie łudźmy się, że jesteśmy wyspami. Codziennie pomagamy czyjemuś sercu rosnąć i pięknieć, albo wyrywając jego cząstkę, okulawiamy je i pomniejszamy. Od nas samych zależy, którą rolę wybierzemy. I nie jest ważne, że nie jesteśmy Owsiakiem. Wystarczy, że gramy w jego Orkiestrze. Choćby na trójkącie.

A kiedy mamy wątpliwości, czy to wciąż ma sens, spójrzmy na twarz dziecka. Naszego własnego, albo spotkanego na ulicy, a może nieznajomego dziecka ze zdjęcia w sieci? Być może właśnie to nieznajome dziecko może być tu i teraz, żywe i zdrowe, dzięki temu, że ktoś kiedyś podjął ryzyko założenia fundacji i poświęcił temu kawał swojego życia. Pomimo hejtu. Pomimo trudu. I pomimo obecnej wielkiej straty.

Czym w świetle tego są plastusiowe karły? Chyba tylko brzydkim sposobem na to żeby „zaistnieć.”

Więc tak sobie myślę, że jeśli ktoś już musi sobie „istnieć” i ma parcie na to „istnienie” za wszelką cenę, to ja bardzo proszę, żeby nie robić tego kosztem dobra wielu osób i kosztem spraw, w które wierzymy, wspieramy i z którymi się identyfikujemy. Łapy precz!

Barbara Lew

Share this Post