W moim ogrodzie zobaczyłam dzisiaj prawdziwą żywą metaforę dojrzałego rodzicielstwa. W wykonaniu ptaków. A w ludzkim realu tylu niedojrzałych i egoistycznych rodziców. Homo sapiens. Wyżej na drabinie ewolucji.
Dorosły i ładny ptak uciekał przed moim psem. Wyglądał na okaleczonego. Leciał bardzo nisko. Przystawał. Podlatywał kawałek dalej. Przystawał. Był o krok od śmierci.
Dopiero po kilku minutach, gdy zniknął za płotem, podeszłam do miejsca, w którym pies czegoś wcześniej szukał. Na trawie leżał malutki, przerażony i znieruchomiały „nielot”. Piórka zmieszane z resztkami puchu.
Cała ta scena nabrała kształtu i znaczenia po dłuższej chwili. Matka, lub ojciec odciągał mojego psa od ich dziecka. Ptasi rodzic grał swoją rolę i był przynętą. Za cenę wszystkiego. Być może życia. Możemy nazwać to naturą. Instynktem. Miłością?
Bo czymże jest miłość? Czy nie tą pewnością, że jesteśmy w stanie oddać wszystko, żeby chronić tych, których kochamy? Dbaniem o ich największe dobro? Niematerialne szczęście, którego nie sposób kupić za największe pieniądze. Byciem PEWNOŚCIĄ DZIECKA, że rodzic jest jak fundament?
Kiedy rodzi się dziecko, stajemy się jego ziemskimi aniołami stróżami. I nigdy, PRZENIGDY nie ściągajmy tych skrzydeł. Wąsate, cycate, gburowate, histeryczne, naburmuszone, beztroskie i bóg wie jakie jeszcze dziecko, to NASZE DZIECKO. Ono jest właśnie takie jak nielot w moim ogrodzie. Trochę piór i trochę dziecięcego puchu. A anioł stróż nigdy nie odchodzi, nie odwraca się plecami i nie odpuszcza. Szczególnie wtedy, gdy ktoś spada w dół i potrzebne są jego skrzydła.
Tak długo jak starcza nam sił i tak długo jak mamy umysł jasny i niezmącony, bądźmy klarowni w swoim przekazie i szczerej miłości.
Ja wiem, że w życiu rodzica przychodzą trudne chwile. Dopada nas choroba, rozpad związku, rozwód, utrata majątku, pracy i wiele innych plag dorosłości. Ale był dzień, w którym założyliśmy skrzydła anioła stróża. Ten dzień dał nam przywileje, ale i obowiązki. Żadna sytuacja w życiu nie może dać nam prawa do zmiany właściciela skrzydeł. Nie mamy prawa zakładać ich naszym dzieciom. Są zbyt duże, zbyt ciężkie i przede wszystkim nie należą do nich.
Sztuka dojrzałego i mądrego rodzicielstwa to sztuka balansowania pomiędzy partnerstwem, a silnym ramieniem, na którym dziecko może się wesprzeć. Pozwolenie, by dziecko wspięło się na nasze barki i sięgnęło wyżej niż my możemy dosięgnąć. Sztuka podjęcia ryzyka, gdy nasz młody „nielot” spada w dół. Ale przede wszystkim i jeszcze raz PRZEDE WSZYSTKIM pozostawanie w swoich życiowych rolach.
A moje skromne przykazania doświadczonego rodzica? Wynikają niestety nie tylko z mojego doświadczenia, ale i z błędów. Jest tu też jedno eksluzywne 😉
- bądź tarczą i adwokatem, nawet gdy ci mówią, że nie warto
- najpierw uwierz dziecku i „przegadaj” z nim jego wersję, dopiero później wysłuchaj drugiej strony
- rozmawiaj o szacunku do SIEBIE i innych ludzi
- pokaż mu, że ma prawo być inne niż ludzkie oczekiwania
- jak zaczynasz „truć” kopnij się sama w tyłek
- jeśli wciągasz je w swoje małżeńskie gierki kopnij się sama w tyłek
- jak chcesz żeby zamartwiało się twoim zdrowiem kopnij się w tyłek kolejny raz
- pamiętaj, że wychowawcy i nauczyciele miewają humory i popełniają błędy wychowawcze
- pamiętaj, że z młodości się wyrasta dzięki bogu
- pamiętaj, że lepsza od dziecka nie będziesz, bo ono jest nowszym modelem
- i (specjalnie ekskluzywnie na Babowni 😉 ) kup głodnemu dziecku podczas sesji wegańskiego burgera online i zamów dostawę 400 km od twojego domu. Uratujesz dziecko od śmierci głodowej, a ty będziesz zadowolona kolejnego dnia 😉
Z grubsza to mój dekalog+1.
Zapisany z serca. Z potrzeby chwili. Z miłości i empatii …
♥♥♥
Share this Post