Czasami życie zmusza nas do eksperymentów, które są dla nas dobre w dłuższej perspektywie. Uczą nas pokory. Spojrzenia na świat z innej perspektywy. Akceptacji dla czegoś nowego.
Tak jest i tym razem ze mną. Po raz kolejny mierzę się z konieczną dietą i odmawiam sobie wielu rzeczy i smaków, które są dla mnie ważne.
Już tego doświadczyłam w przeszłości i DZIĘKI walce o swoje zdrowie poznałam smak chleba pieczonego w domu, na własnym zakwasie, zaczęłam coraz częściej sięgać po zasoby własnego ogrodu i tworzyć kolejne, dokładnie czytam etykiety i wyznaję zasadę „mniej, a lepszej jakości”.
Nie darmo mówią „nie ma tego złego …”.
A co z tą janginizacją? … Dwa fakty sparaliżowały mnie w tym sezonie truskawkowym. Po pierwsze odstawiłam cukier, przynajmniej na pewien czas i pozostał mi do dyspozycji ksylitol. Po drugie 🙁 uczulają mnie surowe truskawki 🙁 Mój ulubiony owoc w każdej postaci. Na surowo, w dżemach, lodach i sosach owocowych.
Wielka dostawa EKO truskawek od teściowej postawiła znak zapytania. CO ROBIĆ???? Jak je „przetworzyć”. W ciągu 10 minut wyguglowałam JANGINIZACJĘ. Kolejnego dnia zaś miałam gotowe słoiki z janginizowanym dżemem truskawkowym. Dżemem uzyskanym z owoców i ODROBINY soli. Cały potrzebny cukier pochodzi z owoców.
Nie będę się wymądrzać na temat janginizacji, bo widziałam w sieci różne komentarze. Powiem bardzo subiektywnie co myślę o sposobie i dlaczego będę teraz eksperymentować z kolejnymi owocami. Są tutaj pozytywy i negatywy janginizacji 🙂
- jeżeli musicie, lub chcecie ograniczyć cukier, to dobry sposób
- dżemu można używać z domowymi jogurtami i ciastami z kruszonką typu crumble, dobrze odparowany nada się do pieczywa
- jest zdrowszy
- wygląda ładnie i nie traci koloru
- w przypadku dżemu z truskawek i czarnej porzeczki nie potrzebowałam żadnego zagęstnika, bo dżem świetnie zgęstniał
- nie wiem jak „się przechowuje”, bo do tej pory nie przechowywałam, a ten truskawkowy, który zrobiłam w tym sezonie już został zjedzony
- jeśli lubicie bardzo słodkie przetwory to się Wam to nie spodoba 😀
- soli trzeba dodać NAPRAWDĘ odrobinę, bo inaczej dżem będzie paskudny
Na temat doświadczeń z janginizacją poczytałam u OLA la LCHF i w Dzienniku Leśnym, którym bardzo dziękuję za inspirację i zachętę, żebym spróbowała 🙂 Truskawki zrobiłam według proporcji OLA la LCHF
- 2 kg truskawek
- 1/2 łyżeczki soli morskiej lub himalajskiej (i ani odrobiny więcej!)
Umyłam truskawki, zaczęłam ogrzewać na malutkim ogniu, zmieszałam z solą i gotowałam jeszcze ok. 2 godziny na najmniejszym palniku, często mieszając. Miałam domowe drobne truskawki, które nie miały w sobie dużo wody, więc bardzo szybko odparowałam niepotrzebny płyn. Dżem wyszedł ładny, mocno owocowy i bardzo naturalny w smaku. Przełożyłam go do wyparzonych słoików, które po zakręceniu położyłam do góry dnem. I to wszystko 🙂
Teraz czekam na żółte śliwki i spróbuję co mi się z nimi uda stworzyć 🙂
Miłego dżemowania Wam życzę i zachęcam do eksperymentu 😀 a jeszcze w tym tygodniu przepis na pyszne kiszone buraki oraz kwas do picia i do barszczu 🙂
Ciumaski ♥♥♥
Share this Post