coach

PO CO CI TEN KOŁCZ?!

In Życie Po Babsku by Basia41 Comments

Poszłam do coacha. Albo kołcza, kołczana, czy kołacza, jak powiedziały kiedyś żartobliwie koleżanki 🙂

Różnie to mówią. Że wszędzie same kołcze . Że coachem może być każdy (no, nawet ja jestem). Że to taka nowa moda, co przyszła z zachodu.

PO CO TEN COACH?

Kiedy idziesz do coacha, niektórzy dziwią się „PO CO?”

Ja też dostałam takie pytanie. „Ale dlaczego coach? Czy nie może być przyjaciółka, albo mąż?”A ja sobie pomyślałam, a czy cytryna i cukier w herbacie się wykluczają? Niektórzy wybierają jedno,  inni drugie, a można i oba dodatki zaliczyć jak się lubi, albo wypić „saute”.

Wszystko zależy od „kalibru” i „natury” sprawy. Bo kiedy chcę się trochę wypłakać i usmarkać, to przyjaciółka jest najlepsza. Można bez końca poużalać się nad sobą. Można wejść w rolę skrzywdzonej ofiary. Bezkarnie troszkę pooszukiwać siebie samą. A przyjaciółka wszystko zrozumie, a nawet jak nie zrozumie to pocieszy. I rację przyzna, czy ją mamy czy nie. Lek na całe zło.

Czasem jednak trzeba trochę trzeźwej głowy. Trzeba, żeby ktoś nas wsadził w cugle. Powiesił marchewkę na kijku i przyłożył miękkim bacikiem po zadku. Pozwolił nam poczuć, że czarne i białe to nie szare. I co więcej, że my to wiemy, tylko nie chcemy się do tego przyznać przed sobą. I właśnie coach trzyma ten bacik i marchewkę.

Dlatego poszłam do coacha. Po etapie posmarkania i samobiczowania się, poczułam, że pora, jak to mówią w Anglii, podciągnąć skarpety. I założyć nowe buty. A potem pomaszerować dalej, bo może jest jeszcze coś ciekawego do zobaczenia po drodze.

No więc po co mi ten coach?

BO SPADŁ MI NA GŁOWĘ PROBLEM

Kiedy usiadłam przed moim PROBLEMEM nagle poczułam, że nie potrafię go opanować. Był duży, rozłożysty i widziałam jego rozłażące się macki, które wnikały we wszystkie sfery mojego życia. Myślałam, że ogarniam (w końcu sama param się coachingiem), ale nie ogarniałam. Spanikowałam i pewnie użalanie się stałoby się moją drugą naturą.

Ale dzięki Bogu znam kilku życzliwych coachów i chwała im za to, że mają TAKĄ DOBRĄ ENERGIĘ.

Po pierwsze (choć bardzo nie chciałam tego przyznać) problem nie jest problemem sam w sobie 🙂 On jest problemem, bo ja go tak nazwałam. To raczej zmiana, która może przynieść dobre efekty. Bo coach od razu pchnie Cię w kierunku tej jasnej strony księżyca 🙂 W towarzystwie coacha możesz wyznaczyć sobie realne cele i zastanowić się, jak się do nich zbliżyć.

Po drugie rozłożysz z nim ten swój „problem” na czynniki pierwsze i obejrzysz go z wszystkich stron. Zobaczysz, że zza chmury wygląda słonko, więc się przejaśni za jakiś czas.

Po trzecie, obejrzysz rzeczywistość wokół siebie. Można spojrzeć na całą sytuację i ludzi w nią uwikłanych bardzo trzeźwo i realnie. Przeliczyć siły na zamiary.  Dla mnie to jak magia lustra, w którym „ja” to inny byt, na który mogę popatrzeć z mniejszymi emocjami i bardziej roztropnie.

A potem najlepsze … Przeglądanie naszych zasobów, grzebanie w możliwościach i łączenie tych pozornie sprzecznych. Czasem odkrywanie, że nasze słabości są naszą siłą. I szukanie opcji. Burza mózgów. Poczucie, że to co było w naszej głowie nierealną mrzonką, nagle staje się możliwe.

Czy nie można zrobić tego samego z przyjaciółką? Nie tak rzeczowo i konkretnie. Dlatego coachowi się płaci 🙂 Bo ona, czy on wie, jak zadać trudne i niewygodne, MOCNE pytania. Pytania, których przyjaciółka być może nie zada, bo nie ma bacika 🙂 A mocne pytania to najsilniejszy atrybut w narzędziowni coacha.

Coach jest bardziej zadaniowy niż przyjaciółka. Nastawiony na rozwiązania, nie na rozdrapywanie ran. Nastawiony na operację, a nie na zaklejanie plasterkiem bolącego wrzodu.

Niedawno usłyszałam takie fajne porównanie 🙂 Przyjaciółka jest jak mama, a coach jest jak ojciec 🙂 Ktoś do przytulania i ktoś do stawiania wyzwań.

DOBRE SŁUCHANIE

Słuchanie może być nie tylko współczujące, ale przede wszystkim głębokie i zaangażowane. Coach czasem słyszy więcej, niż my sami. Wydobędzie to, czego nie chcemy usłyszeć w sobie, co zagłuszamy jazgotem własnego narzekania i niepewności. A POTEM NAZWIE TO. Nie zareaguje też irracjonalnym „… a ja…”. Coach nie słucha po to, aby za chwilę opowiedzieć swoją historię, porównać się z nami, poradzić nam tak od serca „jak to on …”. Kołcz słucha tak, żeby usłyszeć to co jest głęboko, na tym naszym drugim dnie. Nasze rozwiązania, decyzje i cele są dla niego zawsze zrozumiałe i akceptowalne, tak długo jak są „ekologiczne”, czyli „zdrowe” dla nas.

TRENER UMYSŁU

Piękne i silne ciało jest w modzie. Nie dziwimy się temu, że korzystamy z usług i programów treningowych trenerów ciała. Robimy to, aby osiągnąć przeróżne fizyczne cele. Zgrabniejszą sylwetkę, większą masę mięśniową, ćwiczenia i odżywianie w wersji fit, albo zwyczajnie większą ilość fizycznej rozrywki.

Dlaczego więc nie skorzystać z usług, czy pomocy „trenera umysłu”? Przecież, oprócz dbania o ciało, być może jeszcze bardziej potrzebujemy dbać o nasz umysł, bo chcemy, żeby nam dobrze służył przez długie lata. Stan naszych emocji, samozadowolenie, poczucie spełnienia i dążenia do celu w zgodzie z naszymi wartościami, to podstawowe siły, które napędzają nasz DOBROSTAN.

Dobrego weekendu 🙂

P.S. Bardzo dziękuję za wszystkie rzeczowe komentarze i odpowiedzi na pytania. Cieszę się, że pojawiło się to podstawowe „Jaka jest różnica pomiędzy psychologiem, psychoterapeutą i coachem?” i że moi czytelnicy, którzy zawodowo zajmują się tymi dziedzinami od razu udzielili odpowiedzi w komentarzach. Dziękuję 🙂

Barbara Lew

Jeśli zainteresowało Cię coś w tym wpisie, zgadzasz się, lub myślisz inaczej podziel się tym ze mną, proszę 🙂 bloger też człowiek i lubi pogadać 🙂 Jeżeli uważasz, że ten wpis jest przydatny, pchnij go dalej, będzie mi miło! 🙂

Share this Post